Od
czasu do czasu zdarzają się nagrania zrobione przez dwóch
artystów, których ścieżki nigdy wcześniej się nie krzyżowały.
Nie ma się co oszukiwać. Za każdym razem idzie o kasę.
Fani jednego i drugiego artysty sumują się - dając w efekcie
całkiem niezłą sprzedaż. Ale zdarza się również, że poza efektem
mierzonym liczbą zielonych papierków jest jeszcze drugi efekt
- artystyczny. W przypadku spotkania Georga Bensona i Ala
Jarreau użycie takiego słowa jest całkiem na miejscu.
Gdy na półce z płytami zobaczyłem okładkę, z której uśmiechało
się do mnie dwóch nobliwych gentlemanów przecierałem oczy
ze zdumienia! Dwie legendy nagrały wspólną płytę. Nie chciało
mi się wierzyć. Gdy Al. Jarreau zaczyna śpiewać słynny temat
Bensona "Breezin'" można się tylko uśmiechnąć z
rozkoszy .
Zaskoczenie jest tym większe, że to przecież utwór instrumentalny,
do którego wokalista dopisał własny tekst. Wszystkie wspomnienia
i skojarzenia związane z "Breezin'" stanęły nagle
na głowie.
Co ciekawe, drugim utworem na płycie jest z kolei jeden z
największych przebojów Jarreau, "Mornin'" .
Tu dla odmiany głos wokalisty zastąpiony jest gitarą Bensona.
Jarreau w tym utworze pełni funkcję instrumentu perkusyjnego.
Jest obecny przez całe pięć minut, ale słychać tylko coś w
rodzaju głosowych przeszkadzajek.
Gdy pośpiesznie, bez lektury książeczki wrzuciłem płytę do
odtwarzacza byłem nieco rozczarowany. Album zaczyna się bowiem
jednym z największych przebojów Bensona - wspomnianym "Breezin'
". Przestraszyłem się, że "Givin' It Up" to
tylko miks największych hitów obu panów. Tak jednak nie jest.
Obaj muzycy najwyraźniej postanowili nie taplać się wyłącznie
we własnym sosie, bo na warsztat wzięli dzieła innych gigantów.
I tak trzecia ścieżka na płycie to legendarne "Tutu"
(w tej wersji "'Long Come Tutu") z repertuaru Milesa
Davisa .
Porwanie się na dzieło, które nierozerwalnie kojarzy się z
trąbką mistrza jest wyzwaniem bardzo ryzykownym. Trzeba mieć
tupet, talent, albo być Bogiem. Ale tu mamy ich przecież aż
dwóch. Utwór już ponad 20 lat temu skomponował Marcus Miller,
który wziął udział również w nagraniu tej wersji. Jakby tego
było mało na fortepianie gra tu Herbie Hancock! Toż to już
całkiem spory panteon jazzowych sław! Nie znam płyty, na której
spotkałyby się nazwiska takiego formatu. A to nie koniec.
Jest tu między innymi Abraham Laboriel, Patti Austin, Paulinho
Da Costa, Vinnie Colaiuta i inny genialny, obok Millera, basista
- Stanley Clarke. W tym towarzystwie skromna solóweczka Chrisa
Botti'ego jest tylko ukłonem w stronę smooth jazzowej klienteli.
Wypada jeszcze oczywiście odnotować obecność Paula McCartneya,
który przepięknie śpiewa "Bring It On Home To Me".
Od sław aż kręci się w głowie!
Jak widać "Givin' It Up" to covery słynnych przebojów.
Już choćby ostatni z wymienionych utworów brał na warsztat
Lennon z McCartneyem, czy The Animals. Muszę jednak przyznać,
że nie ogarniam pamięcią wszystkich utworów. Początkowo na
przykład zupełnie nie rozpoznałem tu wielkiego przeboju Paula
Younga "Every Time You Go Away". Dopiero po dwukrotnym
przesłuchaniu wersji z lat 80. pojąłem co to za kawałek!
Są tu również utwory Billie Holiday, Milesa Davisa, czy rapera
o pseudonimie will.i.am, których przyznaję z rumieńcem na
twarzy, kompletnie nie kojarzę. Ale co najważniejsze, nie
przeszkadza mi to w odbiorze płyty, choć być może umniejsza
należny podziw dla tych nagrań. Ale są tu też zupełnie nowe
kawałki. Pierwszy z nich to powolna ballada "Let It Rain"
z pięknym wokalem Patti Austin - oczywiście w duecie z Jarreau,
i trąbką Botti'ego .
Drugi to motoryczny "Givin' It Up For Love". Tu
w duecie śpiewają Benson i Jarreau.
"Givin It Up" to fantastyczna płyta, której z przyjemnością
mogą słuchać jazzowi puryści. Dla nich satysfakcją może być
na przykład udział legend w rodzaju Herbie Hancocka z jego
fantastyczną solówką w "'Long Come Tutu". Z kolei
dla profanów może to być brama do fascynującego świata jazzu.
Większość zawartości spokojnie nadaje się nawet na sylwestrową
potańcówkę. Pod każdym względem dzieło Bensona i Jarreau jest
na najwyższym poziomie. Daje też ogromną satysfakcję miłośnikom
Georga Bensona - znowu są tu jego wspaniałe unisony wokalu
z gitarą. "Givin' It Up" to także prawdziwa uczta
dla fanów Ala Jarreau. Po latach nagrywania, powiedzmy sobie
szczerze, płyt dość kiepskich, o zdecydowanie popowym charakterze,
wreszcie daje powód by znów podziwiać jego niezwykły głos.
Ta płyta to przedsięwzięcie niewątpliwie komercyjne. Wskazuje
na to choćby data premiery - końcówka października. Jak ulał
nadaje się na prezent bożonarodzeniowy. Ale będzie to prezent
bardzo gustowny i wysmakowany.
|