Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



ZNIŻKA FORMY

Plastuch



 


Z Bondami jest jeden problem. Zasadniczo są to filmy dla dorosłych, ale odwołują się do upodobań nastoletniej widowni. Czy można tę sprzeczność jakoś pogodzić? Coraz bardziej zaczynam w to wątpić. "Śmierć nadejdzie jutro" to film który podryfował w niebezpieczną stronę. Chwilami jest bardzo brutalny, przypomina pod tym względem najgorszą sieczkę z suterenowych wypożyczalni kaset VHS. Chwilami jest naiwny, niedorzeczny i absurdalny. Jednocześnie trzeba przyznać, że sporo w nim humoru i pieprzu znanego z wcześniejszych części. Pośród krwistego befsztyku wytchnienie przynosi Halle Berry. Scena, w której aktorka wystąpiła jedynie w skąpym bikini, utkwiła mi w głowie najbardziej. Pewną przyjemność przyniosły mi flirty głównego bohatera. Jego szarmanckie odzywki stanowią to, co najdobitniej odróżnia Bonda od wszelkich innych ekranowych herosów. Pierce Brosnan jest w tym doskonały.

Generalnie jednak "Śmierć nadejdzie jutro" jest filmem przytłoczonym przez to, co jest charakterystyczne jedynie dla arcydzieł z takimi "gigantami" srebrnego ekranu, jak Chuck Norris. Za ciężkie, za sjeriożne, zbyt ramboidalne. Rozumiem, że to podoba się widowni piętnastoletniej, ale Bond to bajka dla dorosłych ludzi, a nie smarków na deskorolkach. Twórcy tego filmu doskonale zrozumieli tę pułapkę. Próbowali ją ominąć wplatając w fabułę całe mnóstwo odniesień do poprzednich "Bondów". Jest więc kombinezon z silnikami rakietowymi, wyrzutnie rakietowe w bagażniku, dwudziesty zegarek (aluzja do liczby odcinków serii) - ale czy starsza widownia pójdzie do kina tylko po to, by wyłapać te smaczki? Powiedzmy sobie szczerze, o filmach z cyklu "bondowskiego" nie dyskutuje się przy kolacji, raczej zapomina się o nim tuż po wyjściu z kina, stąd takie zabiegi są chybione.

Być może ratunkiem miał być udział Madonny w epizodycznej roli. Tymczasem piosenkarka udowodniła tylko, że lada moment odziedziczy po Tinie Turner tytuł naczelnej babci szoł-biznesu. Warto zaznaczyć udział w filmie dwóch właścicielek statuetek Oskara (Judi Dench, Halle Berry). O ile wiem, żaden z dotychczasowych Bondów nie był aż tak nobilitowany. Nie ma to jednak żadnego wpływu na ostateczny rezultat. To, co w jakimś stopniu ratuje ten film, to efekty specjalne. Finał jest w istocie niezwykle widowiskowy. Na koniec ciekawostka, którą wyłapałem dopiero przy tym filmie. Chodzi mi o aktorkę, która czwarty raz wcieliła się w postać Miss Moneypenny. Jak wiadomo, od dawna marzy się jej romans z Jamesem Bondem. Otóż ta aktorka nazywa się... Samantha Bond.
"Śmierć nadejdzie jutro" to film, na który można pójść tylko w akcie największej desperacji. Jeśli seria z Bondami dalej będzie dryfowała w tę stronę, to kolejne odcinki będą obrazą dla inteligencji przeciętnego człowieka z maturą.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone