TYLKO DLA ŚMIAŁKÓW Co to jest b.a.s.e. jumping? To nowa moda wśród spadochroniarzy. Skoki ze skał, budynków, mostów i masztów telekomunikacyjnych. Wszędzie tam, gdzie jest wysoko, niebezpiecznie i jest szansa na dużo adrenaliny. Jednym z pierwszych polskich b.a.s.e. jumperów jest Borysław Dzieciaszek z Poznania - z zamiłowania trener spadochroniarstwa, z zawodu nauczyciel, w wolnych chwilach prezenter dyskotekowy. Jako pierwszy Polak skoczył z kultowej góry Kjerag w Norwegii. Poniżej jego relacja i zdjęcia. Sprawcy Wyprawa W połowie lipca razem z moim ojcem (i zarazem osobistym instruktorem) ruszamy do Norwegii na dawno zaplanowaną wyprawę. Naszym celem jest góra Kjerag, z której zamierzam wykonać skok. Po całodniowej jeździe samochodem i kilkugodzinnej godzinnej podróży promem, docieramy do poszarpanej linii brzegowej południowej Skandynawii. Setki wysepek i góry wpadające do Morza Północnego urzekają nas swoim widokiem. Jedziemy w głąb krainy fiordów. Obowiązujący w tym kraju przepis ograniczenia prędkości do 80 km/godz. wydaje się być jak najbardziej słuszny. Jedziemy krętymi, stromymi drogami - niektóre są zbudowane wręcz na skalnych półkach. Długie, słabo oświetlone tunele dostarczają nam dodatkowych wrażeń. Ostatni, prawie 100-kilometrowy odcinek przejeżdżamy bardzo wąską szosą. Z nadjeżdżającymi z przeciwka samochodami można się wyminąć tylko na specjalnych zatoczkach. Po kilku godzinach jazdy docieramy na miejsce i po raz pierwszy spoglądamy na masyw górski o nazwie Kjerag. Pierwszy skok wykonał tu w 1994 roku Stein Edvardsen, który dwa lata później założył Norwegian B.A.S.E. Association (Norweski Związek B.A.S.E.). Wkrótce poznajemy Chrisa, sympatycznego Norwega, mającego na swoim koncie ponad 200 base skoków. Dowiadujemy się od niego, że rozciągający się przed nami masyw górski nie zawsze był przyjazny dla odwiedzających go skoczków. W minionych latach w wyniku zderzenia się z górą zginęło tu 5 śmiałków. Ostatnie dwie katastrofy wydarzyły się w 2000 roku. Chris zdradza mi sekrety b.a.s.e. jumpingu i przygotowuje do skoku. Kilka razy dziennie obserwujemy jak skaczą inni. 13 lipca w piątek (!) około 21.00 dwóch Amerykanów i Australijczyk skaczą ze skały, znajdującej się nad campingiem. Niestety nie mają szczęścia. Pierwszy skoczek po otwarciu spadochronu zahacza o drzewa i zatrzymuje się na skalnej półce. Drugi po kilku minutach skacze mu na ratunek ale jego lądowanie też kończy się na skale. Australijczyk rezygnuje ze skoku. W strugach ulewnego deszczu i niskiej temperaturze powietrza, Amerykanie spędzają noc na wysokości 700 m. Nad ranem przylatuje morski śmigłowiec typu Sea King, który przeprowadza akcję ratowniczą. Jak się później okazało, jeden ze śmiałków złamał nogę, a drugi wyszedł z opresji bez szwanku. Skok w przepaść Następnego dnia mam wykonać swój pierwszy b.a.s.e. skok. Po przygotowaniu sprzętu, razem z Chrisem wsiadamy do samochodu i po kilkunastu minutach dojeżdżamy do szlaku, prowadzącego na górę Kjerag. W tym czasie ojciec płynie wynajętą łodzią w kierunku podnóża masywu. Idziemy w kierunku base punktu numer 7. Po drodze mijamy liczne połacie śniegu, które nie topnieją pomimo kilkunastostopniowej temperatury. Widoki zapierają dech w piersiach. Kilkusetmetrowe urwiska i błękitna woda fiordu robią niesamowite wrażenie. Odczuwam coraz większy respekt przed ogromem górskiego masywu... Docieramy na miejsce. W dole widać łódź i niewielki piarg, na którym mam wylądować. Chris udziela mi ostatnich wskazówek i jeszcze raz sprawdza sprzęt. Na plecach mam tylko jeden spadochron. W razie nieprawidłowego otwarcia czaszy, jedynym ratunkiem jest lądowanie w wodach fiordu. Z łodzi otrzymujemy wiadomość o kierunku wiatru. Jestem nieco podekscytowany, ale wiem, że na pewno zdecyduję się na skok. Ostrożnie podchodzimy na skraj przepaści. Nie widzę tego, co jest pod nami, bo widok przesłania pochylona pod dużym kątem krawędź urwiska. Muszę zaufać Chrisowi, który odchyla moją głowę do tyłu i przypomina, że po odbiciu koniecznie muszę patrzeć na niebo. W przeciwnym razie nie zdołam utrzymać odpowiedniej pozycji i po 8 sekundach zderzę się ze skałą! Jestem gotowy. Odliczam do trzech i rzucam się w przepaść. Przez pierwsze sekundy patrzę tylko na niebo. Rozpędzam się. Czy zahaczę nogami o skałę? Na szczęście nie. Teraz spoglądam w dół. Oszałamiający widok! Mam wrażenie, że skoczyłem w głąb ziemi. Z dużą prędkością mijam kolejne skalne występy. Po chwili przenoszę ręce do tyłu i w pozycji "track" oddalam się od skały. Po 12 sekundach spadania otwieram spadochron. Wszystko w porządku! Czasza wypełnia się prawidłowo - tyłem do ściany. Ściągam prawy uchwyt sterowniczy i lecę w kierunku piargu. Ląduję bezpiecznie na równej powierzchni porośniętej trawą. Jestem bardzo szczęśliwy! Następnego dnia opuszczamy Kjerag i udajemy się do miejscowości Voss, gdzie będziemy skakać z samolotu, ale po dwóch dniach wracam, żeby wykonać swój drugi b.a.s.e. skok. Borysław Dzieciaszek |
*************************
INNE CIEKAWE ARTYKUŁY Z POPRZEDNICH NUMERÓW:
|