WALCZYŁ DO KOŃCA Che Guevara od lat rozpala umysły domorosłych buntowników. Ta postać zawsze kojarzy się z idealistyczną walką skazaną z góry na porażkę. Mam wrażenie, że podobnie traktują Che ci, którzy nosili jego wizerunek na koszulkach w czasie protestów przeciwko globalizacji w Pradze albo Genui. Zupełnie tak jak Che walczą z potężnym wrogiem, są osaczeni, ponoszą ofiary. Bardzo wygodnie podpierać się takim przykładem. Gdyby jednak antyglobaliści znali prawdziwe oblicze swego guru, to jestem przekonany, że większość z nich spaliłaby się ze wstydu. Kłam legendzie zadaje na przykład słynna "Czarna księga komunizmu". Z lektury zaledwie dwóch stron poświęconych Che wyłania się postać ponurego siepacza, który głosi, że "nienawiść to element walki - niewzruszona nienawiść do wroga, która rozsadza naturalne granice człowieka i zamienia go w skuteczną, zimną maszynę do zabijania. Tacy muszą być nasi żołnierze". Tymczasem jedyna pozycja poświęcona Guevarze w polskich księgarniach
to "Che Guevara" Jeana Cormiera. Jest to typowa lewacka agitka
propagandowa, w której możemy znaleźć na przykład opis tego, w jaki sposób
Che uwodził jedną z kobiet swego życia: "Ernesto opowiadał jej, jak jeszcze w chłopięcych latach - pochłaniał
wszystkie jego [Marksa] prace, jakie mu wpadły w ręce. (...) Hilda uzupełniła
jego edukację polityczną o dzieło Mao "Nowe Chiny". Po jego
przestudiowaniu powiedział jej: - Stwierdziłem, że rzeczywistość chińska
bliska jest rzeczywistości latynoamerykańskiej. Masy ludowe stoją przed
problemami podobnymi do naszych. Tylko globalna polityka egalitarystyczna
jest w stanie te problemy rozwiązać" (s.66). Wybaczcie, ale nie mogę się powstrzymać. Zacytuję jeszcze inny fragment
z Cormiera. Chodzi o opis zwłok Che: "[oczy] za jego życia były brązowe, po śmierci stały się niebieskie,
jakby miały mu otworzyć drogę do wiekuistej niebieskości" (s.334). Na szczęście zdarzają się ostatnio głosy rozsądku, takie jak na przykład artykuł Artura Domosławskiego w "Magazynie" Gazety Wyborczej z 26 lipca 2001. Z kilku cytatów można zbudować sobie niewątpliwie bliższy prawdy obraz jednego z wodzów kubańskiej rewolucji. "Przed portretem naszego nieodżałowanego towarzysza Stalina przysiągłem, że nie spocznę, nim nie ujrzę unicestwienia kapitalistycznej ośmiornicy" - pisał Guevara do swojej ciotki. Na zdjęciach będących ilustracją do tekstu widać na przykład portrety Che wiszące obok portretu Trockiego na paryskiej Sorbonie w 1968 roku. Nic dodać, nic ująć. Viktor Grotowicz w swojej książce "Terroryzm w Europie Zachodniej" wymienia zwolenników stosowania przemocy w celu osiągnięcia politycznej władzy. Nazwisko Guevara pojawia się tam między innymi obok takich geniuszów XX wieku jak Lenin, Hitler, czy Pol Pot (s.16). Nie jest to przypadek. Na Che ciąży odpowiedzialność za śmierć setek osób. Wiele z nich, to jego dawni towarzysze broni. Najpierw ramię w ramię walczyli z reżimem Batisty. Później gdy zwrócili się również przeciw Castro, nie wahał się wciąż stosować tych samych metod. Egzekucje odbywały się w okrytej ponurą sławą twierdzy La Cabana. Jest wielce prawdopodobne, że Ernesto Guevara swoich wrogów rozstrzeliwał osobiście. Wyroki zapadały na fasadowych procesach. Czasami wystarczały kciuki motłochu zwrócone ku ziemi. |
|
![]() |
|
W tym miejscu warto zacytować Grotowicza:
To właśnie śmierć była początkiem mitu. Równie dobrze mógłby być przecież
hołubiony przez młodzież Kim Ir Sen, albo Fidel Castro. Ten drugi jest
jednak - jak zauważyła ostatnio w Gazecie Wyborczej profesor Barbara Fatyga
- starym piernikiem, a Guevara umarł piękny i młody. Plastuch |
|
WIELKA MASZYNERIA Jedziemy! Nareszcie, zielona karta, porządek w samochodzie, paszporty, wycieranie ukradkiem buta o kant biurka w agencji ubezpieczeniowej. Poty, spóźnienia ... i już. Jesteśmy razem w samochodzie - ja, moja żona, Darek i jego żona nie posiadająca nazwiska rodowego. Jedziemy, na szczęście bilety kupiliśmy przed wyjazdem. 25 DM na głowę to trochę dużo, ale wszyscy się cieszymy. Dlaczego ? Ponieważ tę kontrowersyjną wystawę odwiedziło już 5 milionów osób i kolejka w której trzeba stać może mieć nawet kilka kilometrów... |
|
![]() |
|
Autorem pomysłu jest prof. Günter von Hagens - autor metody plastynacji, czy też plastyfikacji organów. Cała wystawa przedstawia generalnie dwie kwestie - metodę "mumifikacji zwłok dwudziestego pierwszego wieku" dla jednych oraz miejsce kontemplacji i podziwiania ludzkiego ciała i natury dla drugich. Pośrodku kręcą się nie umundurowani lekarze szlifujący podstawy anatomii, dziwacy, księża, mnisi i inni. Właściwie nie wiem, co mnie najbardziej kusiło aby zobaczyć KÖRPERWELTEN - może fakt, że po dziesięciu latach ćwiczenia Tai-Chi Chuan Kung-Fu naprawdę bardzo chciałem zobaczyć co może dziać się wewnątrz organizmu podczas jego ruchu. |
|
![]() |
![]() |
Co to jest plastyfikacja? Metoda ogólnie polega
na odessaniu tłuszczu z ciała i "nasyceniu" go roztworem utwardzającego
się plastyfikatora. Przy czym możliwe jest nasycenie plastyfikatorów barwnikami
i barwienie organów, żył itp. - technika ta pozwala wydzielić z organizmu
np. układ krwionośny lub układ nerwowy! (niesamowite wrażenie.) Pytanie
tylko po co? Jedni twierdzą, że jest to niesamowita pomoc naukowa (i zapewne
mają rację). Inni mówią, że to typowo niemieckie bezczeszczenie zwłok (zresztą
ci zazwyczaj nie widzieli wystawy). Nie mogę jednak oprzeć się pewnemu wspomnieniu. Zapach eksponatów jest taki sam jak mydełek z numerkiem, produkowanych w Oświęcimiu. Pamiętam dobrze, bo mój nieżyjący już nauczyciel przyniósł je kiedyś na lekcję języka polskiego. Wierzcie mi, zapachu mydła z Oświęcimia nie da się zapomnieć... Prof. Günter von Hagens, autor metody konserwacji, niejednokrotnie był atakowany podobnymi oskarżeniami. Sam jednak wypowiada się następująco: "Wystawa KÖRPERWELTEN to nie miejsce rozrywki, tylko kontemplacji". |
|
|
|
Wrażenie jest piorunujące. Niesamowite przekroje, kości, mięśnie, mechanika
ludzkiego ciała, układy krwionośne, nerki, płuca, a nawet najwspanialszy
przerost prostaty. Widać dokładnie wszystko. Wierzcie, można stać godzinami
i patrzeć, patrzeć, patrzeć... Jeżeli ktoś interesował się z dowolnego
powodu anatomią, a nie ma do niej dostępu w pracy czy w szkole - będzie
zachwycony. Wspaniale ukazane wszystkie organy człowieka w różnych pozycjach
pokazują nam, czym naprawdę jesteśmy - wielką maszynerią. Wrażenie jest
cudowne! Nie można nigdzie indziej poznać tak dokładnie budowy ludzkiego
ciała. Jest to jednak - przynajmniej dla mnie - wrażenie również przygnębiające...
Wszystkie eksponaty ogląda się tak, jak gdyby nie byli to ludzie. "To
przedmioty, my jesteśmy inni" - podpowiadał mi głos wewnętrzny. Wystawę
opuszcza się z bardzo dziwnym przeświadczeniem. Zauważyłem to nawet u
osób - powiedzmy - dość głęboko wierzących. "Człowiek to tylko maszyneria"
- można było usłyszeć. Ale ci sami zaraz mówią: "przecież to zupełnie
niemożliwe". Jedźcie sami, co ja Wam tu będę opowiadać. Pójdziecie,
zobaczycie. Warto - to mało powiedziane. |
|
Jacek Miklasiewicz
Czas trwania: |
|
*************************
INNE CIEKAWE ARTYKUŁY Z POPRZEDNICH NUMERÓW:
|