Nie
ma chyba drugiego tak popularnego w Stanach Zjednoczonych
instrumentu jak saksofon. Nikt nie zliczy, ilu ludzi utrzymuje
się tam z grania na tym instrumencie. Niektórzy zbijają fortunę
(Kenny G), inni grają na ulicy do kapelusza. A pomiędzy tymi
dwiema grupami jest kilkudziesięciu instrumentalistów, którzy
zapewniają sobie całkiem, całkiem przyzwoity byt, za przyzwoicie
zresztą wykonaną robotę. Jednym z takich saksofonistów jest
Richard Elliot.
Świat usłyszał o nim w pierwszej połowie lat 80., gdy grał
w Yellowjackets i w Tower of Power. Wcześniej jeszcze jako
nastolatek występował razem z The Pointer Sisters, Natalie
Cole i z The Temptations. Elliot przyznaje, że najważniejsza
była dla niego współpraca z Tower of Power. Mówi, że nigdy
nie nauczył się tak wiele, jak w ciągu pięciu lat gry w tej
kultowej sekcji dętej .
To właśnie muzycy z TOP pomogli Elliotowi wydać jego pierwszą
solową płytę. Odniosła niebagatelny sukces. Była to jednak
wciąż dopiero zapowiedź tego, co miało nastąpić.
I tak na przykład płyta "Chill Factor" z 1999 roku
przez bite 94 tygodnie notowana była na Bilboard's Contemporary
Jazz Chart. Tytułowy utwór z tej płyty zdobył pierwsze miejsce
na trzech różnych jazzowych listach przebojów. Podobną popularnością
cieszył się album "Crush". Jego tytułowy utwór uznany
został za smooth-jazzowy utwór 2001 roku .
Ostatnio Elliot wspólnie z dwójką innych gwiazd tego nurtu
(David Benoit i Jeff Golub) założył zespół Group 3 .
Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że saksofon to dla Elliota
cały świat. To muzyk wybitnie nietuzinkowy. W wieku dwudziestu
paru lat zdobył licencję pilota. Jest właścicielem firmy,
która zajmuje się przerabianiem francuskich wojskowych odrzutowców
szkoleniowych na potrzeby amerykańskiego rynku cywilnego.
Poza tym był jednym z założycieli prężnej firmy dostarczającej
usług internetowych Pacific Net. Sprzedał ją... i założył
następną - Myonica. Ta firma zajmuje się z kolei dostarczaniem
nowoczesnych technologii i oprogramowania dla stacji radiowych.
Zagadką jest, co jest ważniejsze dla Elliota: biznes, czy
saksofon? Sam zainteresowany odpowiedziałby zapewne, że żona
i czwórka dzieci.
Zapytany o klucz do sukcesu Richard Elliot odpowiedział: "Trzeba
robić to, co się lubi, a nie to, czego oczekują inni, że powinieneś
robić". "Ale tak postępują setki muzyków równie
dobrych jak ty - i lądują w barach" - odparł dziennikarz.
Na to Elliot: "Potrzebne jest jeszcze szczęście. Moje
płyty sprzedają się o wiele lepiej niż niejednego muzyka.
Ale jest wielu takich, którzy sprzedają jeszcze więcej. Ja
jestem gdzieś pośrodku. Nie przejmuję się tym i jestem bardzo
szczęśliwy".
|