Marzyłam,
żeby ta zima nigdy się nie skończyła. Rekordowe opady śniegu,
wspaniałe warunki narciarskie i gwiazdy szołbiznesu na stoku...
Gdzie? W Aspen.
Od rana spadło 46 cm śniegu. Ile leżało wcześniej, strach
pomyśleć. Takich opadów w Colorado nie było już dawno. Do
końca sezonu narciarskiego spadnie jeszcze sporo białego puchu.
Zła wiadomość? Śnieżyce spowodowały zakłócenia w komunikacji
lotniczej. Mój bagaż, w tym narty, utkwił w Chicago. Dobra
wiadomość? Mogę wypożyczyć na miejscu cały sprzęt i strój
na koszt linii United Airlines. Od razu pokochałam Aspen.
"Poproszę futro i złote lamé", żartuje inny pasażer,
w tej samej sytuacji co ja. Nasz pilot kręci głową. "Prawdziwi
narciarze nie wkładają błyszczących kostiumów, tylko lekkie
i funkcjonalne kombinezony. Ludzie oszczędzają przez całe
życie na ten jedyny pobyt w Aspen, ale chcą wyglądać jak miejscowi",
mówi.
Wygląda na to, że wszystkie stereotypy o tym miejscu straciły
aktualność. Wprawdzie kasa przelewa się tu strumieniami, ale
widać niewiele blichtru. Pomijając wystawy sklepowe, no i
niektórych "niedzielnych" narciarzy, którzy wdrapują
się na strome stoki, ale tylko po to by pokazać się w stroju
będącym podróbką znanych firm.
W głębi serca Aspen pozostało uroczą górniczą osadą założoną
przez poszukiwaczy srebra. Wprawdzie drogie nieruchomości,
luksusowe hotele, restauracje i bary, a także obecność sław
zamieniły miasteczko w błyszczącą gwiazdkę, ale rdzenni mieszkańcy
prowadzą zwykłe życie. A zimą trzymają się twardo "zasady
sześciu cali". Jeśli w ciągu nocy napada tyle śniegu,
nazajutrz biorą wolne i zamiast do pracy idą na narty.
"Ja mierzę sześć cali trochę inaczej - ukośnie",
uśmiecha się Klaus Obermeyer, jeden z prawdziwych pionierów
w Aspen, projektant serii odzieży i sprzętu sportowego, noszącej
jego nazwisko. "Tu się żyje wspaniale. Mamy dla siebie
więcej niż turyści, którzy przyjeżdżają tu tylko na urlop",
mówi.
Obermayer jeździ na nartach codziennie. 88-latek żartuje,
że czuje się najwyżej na 87 lat. Był jednym z tych, dzięki
którym Aspen znalazło się na mapach ośrodków narciarskich.
"Na początku było trzudno zachęcić ludzi do przyjeżdżania",
wspomina. Sam przyjechał tu z ojczystej Bawarii w 1947 roku.
Był zachwycony krajobrazem, klimatem (w Aspen jest więcej
słonecznych dni w roku niż w Miami) i rewelacyjnymi warunkami
śniegowymi. "Ludzie uciekali stąd po dwóch dniach. Byli
wymarznięci, spaleni słońcem, nie potrafili jeździć w puchu,
no i nie mieli co robić po nartach. Stawaliśmy na rzęsach,
żeby sprowadzić tu takie sławy jak Gary Cooper czy Ingrid
Bergman, i ciężko pracowaliśmy, żeby zechciały tu wrócić i
przywieźć swoich przyjaciół", mówi Obermayer. "A
dziś - usiłujemy się pozbyć wszystkich gwiazd", dodaje
ze śmiechem.
W tamtych czasach po powrocie ze stoku można było co najwyżej
pójść na przyjęcie z herbatką w lobby 119-letniego hotelu
Jerome (nadal jest rozpoznawanym elementem krajobrazu). Dziś
w Aspen do dyspozycji zmęczonych jazdą narciarzy są m.in.
odmładzające zabiegi tlenowe w salonie piękności luksusowego
hotelu St. Regis, albo bar lodowy 39 Degrees ("39 stopni")
w hotelu Sky. Kto jest odważny, może włożyć kostium kąpielowy
i wymoczyć wyczerpane mięśnie w jacuzzi tuż przed oknami baru.
Miejscowi preferują klub Belly Up, gdzie można posłuchać muzyki
na żywo, albo bar The Little Nell. Niemal codzienny widok
to mieszkańcy sączący drinki i ich psy czekające cierpliwie
przed drzwiami.
Kto ma żyłkę snoba powinien koniecznie zarezerwować sobie
stolik (może być trudno) w niedawno otwartej restauracji Social,
która już zasłynęła swoimi "global tapas" oraz wielkimi
okrągłymi stołami. Wysoko na liście odwiedzających jest też
otwarta przed rokiem D19, sewrwująca kuchnię włoską, a ulubiona
między innymi przez aktorkę Jennifer Aniston.
Ale żeby naprawdę spotkać gwiazdy, trzeba tu przyjechać na
Boże Narodzenie, kiedy normalna 7-tysięczna populacja zwiększa
się czterokrotnie, a po ulicach spacerują lub ruszają na stoki
np. Mariah Carey, Antonio Banderas i Melanie Griffith, Goldie
Hawn i Kurt Russell, Jack Nicholson czy Jennifer Lopez. Złapałama
się na tym, że wysyłam SMS-a do swoich dzieci z radosną informacją,
że właśnie minęłam się ze Stevenem Spielbergiem.
Byłoby oczywiście zbrodnią przyjechać do Aspen tylko po to,
żeby połazić po sklepach albo gapić się na sławnych ludzi.
Wszak największą atrakcją jest wznosząca się nad miastem,
monumentalna Aspen Mountain. Muszę jednak ostrzec, że to góra
dla średnio i bardzo doświadczonych narciarzy, początkujący
nie mają tam czego szukać - zresztą nie ma dla nich tras.
"To absolutnie fantastyczne, jak zmieniło się Aspen",
mówi Klaus Obermeyer i wspomina biznesmena z Chicago, Waltera
Paepcke, który założył w 1950 roku Aspen Institute. Ośrodek,
który stał się miejscem dyskusji i debat; do którego przyjeżdżał
zarówno Al Gore, jak i Dalajlama, a także cała rzesza intelektualistów,
polityków i artystów. "Miasto dostało zastrzyk energii
kreatywnej", kiwa głową Obermayer.
Nasz pilot, który mieszka tu od 34 lat, widzi sprawy nieco
prościej: "Tegoroczna zima dała ludziom wiele radości.
Warunki narciarskie były najlepsze, od kiedy pamiętam",
mówi, patrząc na opadające płatki śniegu. "Spotkajmy
się na stoku. To będzie szalony dzień".
|