Nie
jest niczym szczególnym, że polska służba zdrowia ze służbą
niewiele ma wspólnego. Zamiast pomagać, wciąż rzuca nam kłody
pod nogi. Zamiast leczyć, przelicza choroby na złotówki, a
skorumpowani lekarze za nic mają przysięgę Hipokratesa, w
której nie ma ani słowa o płatnych poradach i ratowaniu ludzkiego
życia za dodatkowe korzyści finansowe.
W czasie wakacji, na przykładzie mojej koleżanki, miałam
okazję przekonać się, że podczas wyjazdu najlepiej nie chorować.
Otóż już na początku urlopu dopadła ją angina. Aby całkiem
się nie pochorowała od razu wybrałyśmy się do tamtejszego
ośrodka zdrowia. Jak się jednak okazało, wizyta u lekarza
to wcale nie taka prosta sprawa. Najpierw dowiedziałyśmy się,
ze śląskie karty zdrowia nie są honorowane na Wybrzeżu. Może
być dowód osobisty albo legitymacja studencka, jednak jeśli
się takowych nie posiada, konsultacja lekarska staje się nierealna.
Po podaniu swojego numeru PESEL i dwugodzinnym czekaniu w
wyimaginowanej kolejce stał się cud - znajoma przekroczyła
próg gabinetu lekarza.
Tu jednak pojawiły się kolejne schody. I już całkowicie idiotyczne.
Mianowicie lekarz stwierdził, iż nie udzieli porady, nie wypisze
recepty, gdyż nie jest laryngologiem tylko internistą, a zarazem
jedynym obecnym w przychodni lekarzem. No chyba że za specjalną
dopłatą. Można przyjść pojutrze, kiedy będzie laryngolog,
ale to też nie jest takie pewne, bo chyba przedłuży sobie
urlop. Ale wypadałoby mieć skierowanie od lekarza prowadzącego.
Czyli już w domu miała przewidzieć anginę i pójść po to felerne
skierowanie? Odprawiono ją z kwitkiem, bo płacić nie miała
zamiaru. Pseudorefundacja NFZ-u. Koszmar. Zły sen? Nie, to
właśnie prawdziwa historia o polskiej służbie zdrowia.
Dlaczego szerokie gremia dziwią się i grzmią na alarm, że
ludzie leczą się na własna rękę? A na czyją rękę mamy się
leczyć? Na lepką rączkę lekarzy? Bynajmniej. Nie mam zamiaru.
Nie lepiej jest w polskim krwiodawstwie. Niby brakuje krwi,
ale też nikt nie chce jej pobierać. Wystarczy, że na ten szlachetny
czyn zdobędzie się homoseksualista, a już na wstępie, chyba
za wygląd, daje mu się HIV pozytywny i macha na do widzenia.
Kiedy już organizuje się akcję krwiodawstwa, odpada 60% chętnych,
a organizatorzy za nic mają tłumaczenie, że na przykład kolczyk
w brwi został zrobiony 5 lat temu i jest się gotowym do oddania
krwi. Nie, skądże, na pewno masz HIV.
Wynika z tego, że w tym chorym (nie przypadkiem?) kraju najlepiej
być lekarzem. Wtedy nie stoi się w tych wszystkich kolejkach,
no i można się leczyć samemu i wypisywać sobie recepty za
darmo.
No właśnie, najprościej być lekarzem. Byle nie skorumpowanym.
W końcu służba nie drużba.
|