W
2004 roku światem wstrząsnęła historia trójki Brytyjczyków
pochodzenia pakistańskiego, którzy wskutek zbiegu okoliczności
zostali schwytani w Afganistanie, uznani za terrorystów i
przetrzymywani w kilku różnych więzieniach, w tym w bazie
wojsk amerykańskich w Guantanamo. Ich relacje sprawiały, że
włos jeżył się na głowie.
Wszystko zaczęło się w 2001 roku od wyjazdu do Pakistanu,
gdzie rodzice jednego z młodych ludzi przekonali go do ożenku.
W trakcie pobytu w Pakistanie zostali namówieni przez jednego
z mułłów do wyjazdu do sąsiedniego Afganistanu (gdzie właśnie
trwała wojna z talibami) i wzięcia udziału w pomocy humanitarnej.
Traf chciał, że znaleźli się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym
czasie - a konkretnie w grupie uzbrojonych zwolenników talibów,
którzy poddali się wojskom sojuszniczym. Shafiq Rasul, Asif
Iqbal i Rhuhel Achmed (prasa ochrzciła ich później mianem
Trójki z Tipton) trafili do więzienia, a rozpoznani jako cudzoziemcy
zostali wywiezieni przez Amerykanów do Guantanamo.
Nieustannie przesłuchiwanych i upokarzanych Brytyjczyków usiłowano
w ten sposób zmusić do przyznania się do współpracy z Al-Kaidą.
Więzieni byli w metalowych klatkach o powierzchni 6 na 6 metrów,
skąd wypuszczano ich raz w tygodniu na 5 minut ćwiczeń fizycznych.
Zakłócano im sen, wystawiano przez cały dzień na działanie
słońca, szczuto psami. Po dwóch latach Trójka z Tipton została
zwolniona i powróciła do Wielkiej Brytanii. To wtedy świat
dowiedział się o metodach stosowanych przez Amerykanów i Brytyjczyków
w celu wyciśnięcia zeznań od więzionych podejrzanych.
Film Michaela Winterbottoma "Droga do Guantanamo"
pokazuje nam w skrócie co przytrafiło się trójce młodych ludzi,
którzy znaleźli się w samym środku wojennych działań i wpadli
w tryby bezdusznej machiny do wyłapywania wrogów. Dlaczego
napisałem "w skrócie"? Bynajmniej nie dlatego, że
ich udręka trwała ponad dwa lata, a reżyser skomasował ją
w niespełna dwugodzinnym filmie. To normalny zabieg. Miałem
na myśli pewien skrót myślowo-inscenizacyjny. Z opisu więziennych
doświadczeń Trójki z Tipton wynika, że młodzieńcy byli bici,
maltretowani i poniżani na wszelkie sposoby. W filmie bicia
jest naprawdę niewiele, a większość przesłuchań wygląda jak
pogawędki. Co się kryje za tym "zmiękczeniem" fabuły,
nie mam pojęcia.
"Droga do Guantanamo" przypomina reportaż. To po
części zasługa wplecionych w akcję fragmentów newsów telewizyjnych,
po części zaś charakterystycznego montażu. Ujęcia są krótkie,
montowane dynamicznie, wiele scen było kręconych "z ręki".
Charakter fabularyzowanego dokumentu nadają też "Drodze
do Guantanamo" nakręcone wypowiedzi prawdziwej Trójki
z Tipton. Skoro już o tym mowa... W przypadku filmu, będącego
jawnym oskarżeniem niehumanitarnego traktowania więźniów i
jeńców wojennych przez państwa mieniące się ostoją demokracji
i poszanowania prawa, nasuwa się pytanie o wiarygodność bohaterów
opisywanych zdarzeń. Nie kwestionuję samej historii - o tym,
że w Guantanamo przetrzymywani są ludzie, którym nie przedstawiono
formalnie żadnych zarzutów i których nigdy nie osądzono, wie
cały świat. Trudno mi tylko uwierzyć w ogrom cierpienia młodych
ludzi, którzy opowiadając o nim uśmiechają się od czasu do
czasu. Taka trauma wywołuje jeszcze uśmiech? Dodajmy do tego
padające w którymś momencie słowa o przeżytej "przygodzie",
a widz może się poczuć naprawdę skonfudowany. Przygoda, czy
droga przez piekło?
Niezależnie od wiarygodności bohaterów tej historii nie ulega
wątpliwości, że metody śledcze stosowane przez państwa Zachodu,
które prowadzą walkę z blisko- i dalekowschodnim terroryzmem,
w wielu przypadkach dalekie są od humanitarnych. Sam fakt
więzienia kogoś bez procesu urąga podstawowym prawom człowieka.
Ironia sięga zenitu kiedy uświadomimy sobie, że słowa o prawach
człowieka nie schodzą z ust przywódców tych państw.
Jak każdy medal, i ten ma drugą stronę. Trwa wojna z międzynarodowym
terroryzmem, a na wojnie nikt się nie patyczkuje. Informacje
wyciąga się od wroga metodami brutalnymi, ale takie niestety
są najskuteczniejsze. A jedną z niepisanych zasad jest, że
życie jednostek nie gra roli, kiedy prowadzi się walkę w obronie
całych społeczeństw. Czasem trzeba poświęcić paru niewinnych,
by ocalić parę milionów.
|