LAMPĄ PO OCZACH

Jeszcze nie mogę się otrząsnąć. To chyba jakieś czary. Mark Knopfler w Polsce! A ja byłem na tym koncercie! No niech mnie ktoś uszczypnie, to pewnie sen... 10 czerwca, Sala Kongresowa w Warszawie. Dlaczego tam? Knopfler, który odbywa właśnie trasę po całym świecie, miał dzień przerwy między dwoma występami - bodajże w Berlinie i Wiedniu. Dał się namówić na koncert w Polsce, ale postawił warunki. Po pierwsze - stolica. Po drugie - żaden stadion ani ogromna hala. No cóż, Warszawa ma tylko jedną salę, która odpowiadała wymaganiom muzyka. Bilety na koncert w Kongresowej rozeszły się błyskawicznie. W dodatku sprzedano je wyłącznie w stolicy, a to już zakrawa na skandal! Nawet nie pytajcie, ile żądały koniki!

Jest ósma wieczorem, sala pełna, gasną światła. Nagle zrywa się burza oklasków, a na scenę wchodzi Mistrz i pozostali muzycy. Magia wisi w powietrzu... Rozglądam się wokół - średnia wieku publiczności to conajmniej 35 lat. Na scenie też nie ma chyba nikogo poniżej czterdziestki. Sam Knopfler przecież skończy w sierpniu 52 lata.

Zaczęli tradycyjnie od "Calling Elvis". Potem "Walk Of Life" - ludzie zrywają się z krzeseł! Dopiero druga piosenka, a ja już mam zdarte gardło i obolałe dłonie. Kawałków Dire Straits było więcej. W końcu Knopfler był to nam winny. Ale zagrali też sporo utworów z "Sailing To Philadelphia": tytułowy, "Speedway To Nazareth", "Junkie Doll", "Prairie Wedding". Zupełnie zmylił mnie przearanżowany wstęp do "What It Is". Zresztą takich niespodzianek muzycy przygotowali sporo. Na przykład "Done With Bonaparte" - zagrane w 100% akustycznie! Albo zupełnie odlotowy, country-bluesowy początek "Money For Nothing".

W kilku utworach błysnęła w świetle jupiterów słynna gitara National Steel. Knopfler chyba musiał ją pucować! Grają Telegraph Road". Siedzę i słucham jak urzeczony. Czegoś mi tu jednak brakuje. Już wiem! Zapalniczek! Pojawią się dopiero podczas "Brothers In Arms". Muzycy bisują podwójnie. Podczas ostatniej piosenki, "So Far Away", Mark Knopfler zapowiada, że z przyjemnością wróci do Polski. Obiecanki-cacanki?

mp3

Na koniec publiczność dostaje lampą po oczach. Reflektory kierują się na salę. Przynajmniej teraz muzycy widzą, dla kogo grali. Dla 3 tysięcy szczęśliwych ludzi. I dla mnie! Byłem na koncercie Dire Straits 9 lat temu. Ale wtedy to był stadion, 30 tysięcy ludzi, a ja - 200 metrów od sceny. Tym razem było inaczej, bardziej kameralnie. I nawet nie przeszkadzały mi stare sztuczki Knopflera - zagadywanie w "Walk Of Life", czy słynne pstryknięcie palcami w "Romeo And Juliet". W tym miejscu odszczekuję to co napisałem w maju ("Kołysanki pana Marka"). Knopfler zdziadział? Chyba upadłem na głowę!

Olaf Ważyński

P.S. Fotografie Marka Knopflera "pożyczyłem" z prywatnych stron o tym muzyku. Pliki muzyczne to fragmenty koncertu w Royal Albert Hall w Londynie z 23 maja 1996 roku

mp3