Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



KILKA PYTAŃ (BEZ ODPOWIEDZI)

Karol Mrówka




Trwający od trzech miesięcy medialny show pod tytułem "afera Rywina" szokuje. Wszyscy pieją o korupcji, zgniliźnie świata politycznego i takie tam dyrdymały... Zdumienie to jednak tylko zasłona dymna. Wszyscy, którzy tak ostentacyjnie mówią o konieczności zmiany standardów życia publicznego, jednocześnie uczestniczą w tym życiu. Są więc "umoczeni". Przerabiali już wiele afer. I co?
Wszystkie poprzednie afery różnią się jednak od obecnej. Teraz powołano komisję śledczą, której obrady są jawne. Dwóch posłów próbuje za wszelką cenę pozyskać zaufanie widzów - i tylko dzięki temu cały smród wychodzi na wierzch. To pierwszy taki przypadek w "aferalnej" historii. Wszystkim poprzednim takim sprawom ukręcano łeb, bo można je było rozwiązywać w zaciszu gabinetów, pod stołem. Gdyby inne afery były prowadzone w taki sam sposób jak ta, to facet z paroma paszportami nie mógłby założyć pierwszej prywatnej polskiej telewizji, przedstawiciel PZPR-owskiego betonu, który woził w walizkach pieniądze z Moskwy, nie zostałby premierem, itd., itd... Gdyby nie jawne obrady komisji śledczej, to "afera Rywina" skończyłaby się stwierdzeniem, że gość działał sam, w amoku żądzy pieniędzy.
Widać jak na dłoni, że prokuratura jest narzędziem w rękach rządu. Wszak minister - o ironio! - sprawiedliwości jest w Polsce jednocześnie prokuratorem generalnym. Swoich niepokornych funkcjonariuszy może więc wywalić z roboty na zbity pysk. Jak wykazał poseł Rokita, facet, który sprawuje władzę w tym ministerstwie z namiestnictwa Millera jest kłamcą.

Parę dni temu jeden z publicystów napisał, że w Polsce nie ma demokracji. Jest fasada demokracji, która daje złudzenie uczestnictwa Polaków w procedurach demokratycznych. W rzeczywistości są one tylko rodzajem spektaklu, który ma uwiarygodnić wciąż tę samą grupę u żłobu. Wprawdzie są wybory, ale tryb wyłaniania kandydatów i ordynacja wyborcza sprawia, że choćbyśmy się wściekli, to do koryta trafią wciąż te same osoby. Publicysta nawoływał do zerwania z III Rzeczpospolitą i do rozpoczęcia budowy IV Rzeczpospolitej. To nawoływanie było o tyle puste, że nie przedstawił sposobu, w jaki można by to zrobić.
Ale sposób jest. To zmiana ordynacji wyborczej z proporcjonalnej, na jednomandatową większościową. Oznaczałoby to koniec nazwisk - "lokomotyw" wyborczych. Koniec z mandatami zdobytymi dzięki głosom oddanym na inne osoby, koniec z układaniem list wyborczych przez partyjnych bonzów, koniec posła Janowskiego, posła Wrzodaka, posła Florka (ktoś go jeszcze pamięta?), koniec dziesiątek innych miernot zasiadających w ławach obecnego zgniłego Sejmu.

Zdumiewa apel, jaki w tej sprawie wystosowała do prezydenta Kwaśniewskiego "Rzeczpospolita". To wydarzenie bez precedensu. Pod apelem podpisały się takie osobistości jak Gustaw Holoubek, Ryszard Kaczorowski, Ryszard Kapuściński, Wojciech Kilar, czy Andrzej Wajda. Ten apel nie może przejść bez echa. Tylko czy coś zmieni? Czy aktualna sitwa polityczna uchwali taką ordynację wyborczą - czyli zawiąże sobie pętlę na szyi? Czy nie będzie to tylko kolejny pretekst do tego, by nasz prezydent kłamczuszek mógł się pozornymi działaniami kreować na męża stanu?

 

 
Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone