Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch - Wizja lokalna
Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



ROSYJSKIE GALAPAGOS

Anna W.




Pomysł wyjazdu nad Bajkał "chodzi po głowie" niejednemu rosjoznawcy. Mniej więcej od wykładu, na którym usłyszy proroczą poezję Tiutczewa: "Rosji rozumem pojąć nie zdołasz". Odtąd uniwersyteckie "szkiełko i oko" zastępują raczej marzenia, plany, mapy i plecak w każdej chwili gotowy na wielkie pakowanie.

Tak przynajmniej było ze mną i moją koleżanką Gosią. W nasze plany wtajemniczyłyśmy Piotrka, który choć rosjoznawcą nie będzie to uwielbia ryzyko, a do takich niewątpliwie należy podróż przez tysiące kilometrów, z dwoma dziewczynami u boku.
Naszym celem był Chużir. Choć, jak się później okazało, był to dopiero początek odkrywania jeziora Bajkał, o którym wiele już napisano. "O tym, że jest ono zupełnie niezwykłe, niepowtarzalne, niemal fantastyczne, w całej pełni swych oryginalnych cech. Pisano o nim także wiersze, rozprawy naukowe i legendy. Nazywano go Morzem, i to Morzem Świętym. Zachwycano się jego majestatem, tajemniczością i lękano się ich równocześnie. Ale najciekawsze jest to", jak podkreśla historyk prof. Bazylow, "że wszystkie te określenia są słuszne, bez względu na ładunek tkwiącego w nich często patosu, bez względu na to, że mogą się wydać przesadne. I nie może być inaczej..."
W rzeczy samej. Bajkał jest bowiem znany jako najgłębsze jezioro świata. Największa głębia to 1637 metrów. Poziom lustra wody znajduje się na wysokości 456 m n.p.m., a więc najniższy punkt dna leży 1183 m poniżej poziomu morza - jest to największa kryptodepresja lądowa na świecie. Średnia głębokość jeziora wynosi 854 m. Długość Bajkału to 636 km, a maksymalna szerokość 79,5 km. Całość zajmuje powierzchnię 31,5 tysiąca km2. W Bajkale znajduje się tyle wody ile w Morzu Bałtyckim czyli ok. 23 tys. km3. A w swej rozciągłości jest on dłuższy niż sama Polska.

Serce Bajkału

Pochodzenie samego słowa Bajkał nie jest do końca wyjaśnione. Rosjanie po zdobyciu ziem buriackich przejęli je najprawdopodobniej od Ewenków, którzy na jezioro mówili Łama, co oznacza tyle co "morze". Przed Buriatami jednakże to Kurykanie (plemię tureckie) posługiwali się tą nazwą, mówiąc Baj-Kul czyli "bogate jezioro" (obfite w wodę i ryby). Nie mylili się tak twierdząc, gdyż zaobserwowano tu 1085 gatunków roślin oraz 1550 zwierząt, w tym 80% z nich nie występuje w żadnym innym miejscu na świecie. Stąd jeszcze jedna nazwa jeziora "rosyjskie Galapagos". Wracając jednak do samej etymologii słowa, badaczy nie przekonuje także mongolskie określenie Baigaal-Dalai, co znaczy "szerokie morze" i skłaniają się oni ku chińskiemu określeniu Bej-chaj - "północne morze".
Mówi się, iż Olchon jest sercem Bajkału. W moim niewątpliwie pozostał po dziś dzień. Jest to wyspa położona w środkowej części jeziora. Od lądu oddziela ją cieśnina Małe Morze, zaś przesmyk na południowo-zachodnim krańcu to Olchońskie Wrota. Jej buriacka nazwa oj-chon oznacza "słabo zalesiony" lub "suchy". Rzeczywiście wyspa jest bardzo uboga w wodę, strumienie są tu nieliczne. Przekonali się o tym na własnej skórze Szwajcarzy, których spotkaliśmy w drodze na przylądek Choboj - "Kieł". W poszukiwaniu wody błądzili dwa dni, próbując odnaleźć strumień, który, jak się okazało, istniał jedynie na mapie z lat 90.
Dominują tu stepowe krajobrazy. Osobliwością wyspy są "śpiewające piaski" czyli wydmy wydające przeciągłe dźwięki. Pocieszaliśmy więc Szwajcarów, że my z kolei właśnie w nich zagrzebaliśmy się na kilka godzin, chcąc skrócić sobie drogę na "Kieł", najbardziej wysunięty na północ fragment wyspy. Z niego oglądaliśmy majaczący na drugim brzegu, nieodżałowany (z braku czasu nie dotarliśmy tam) Przylądek Nos z jego słynnymi fokami.
"Kieł" jest oddalony o 40 km od "stolicy" wyspy Chużiru, do której jechaliśmy. Nic dziwnego, że wybraliśmy to miejsce, w końcu chcieliśmy "poszamanić"! Na północ od osady leży bowiem przylądek Burchan znany jako "Skała Szamanka". Według wierzeń Buriatów to tu w wapiennej jaskini mieszkał pan Olchonu-Burchan. Miejsce było otoczone czcią i szacunkiem. Nie miały tu wstępu kobiety. Tymczasem w 1939 roku komuniści wybudowali Chużir. Nie osiągnęli jednak swojego świętokradczego celu. Tradycja przetrwała, moc jednego z pięciu biegunów siły duchowej na świecie (za jaki jest uważane to miejsce) nie została pokonana. W 2004 roku na wyspie odbył się nawet międzynarodowy festiwal szamanów pod nazwą "Tajłgan".
To tutaj mieliśmy także okazję spróbować niepowtarzalnej "omulki" (wędzonej ryby, suszonej na wiór) i skorzystać z rewelacyjnej (!) ruskiej bani (różnica między nią, a zachodnią sauną polega na wilgoci pary, w bani jest ona mokra, a w saunie sucha).
Po dniu odpoczynku padła decyzja, by korzystając z przepięknej pogody wyprawę skierować na polskie tory. I tak ruszyliśmy w góry Chamar Daban na Pik Czerskiego.

Przysmak Andriuszy

Gdyby naszą wyprawę "mierzyć" dekalogiem zapewniającym powodzenie wyprawy autorstwa słynnego "Pałki" - Jacka Pałkiewicza, "dopracowanie najdrobniejszych szczegółów podróży" wzięło w łeb. Po przejściu Olchonu znowu byliśmy w drodze, nie wiedząc gdzie przyjdzie nam spędzić kolejną noc. Nie mogliśmy być pewni niczego, nawet tego czy "marszrutka" (tak zwany busik) dotrze do Sludianki przed zmrokiem. Każda "przerwa na papieroska" oznaczała bowiem wiadro wody lane prosto do chłodnicy! Moje i Gosi "solidne przygotowanie fizyczne" (kolejne z "przykazań dekalogu") było na wyczerpaniu. 50 km olchońskiego stepu i niekończące się "śpiewające" wydmy pokonane piechotą, z 20-kilogramowym "garbem" na plecach zrobiły swoje. Jednak "polskie góry" wzywały coraz głośniej! Nie pozostawało nic innego jak odpowiedzieć na to wezwanie.
Sludiankę okrzyknięto mineralną perłą Bajkału. Jej nazwa pochodzi od odkrytych tu w XVIII wieku pokładów miki (rosyjskie sliuda - to właśnie mika). W rejonie znajduje się zaś 200 innych minerałów. Lazuryt, nefryt, hematyt, cyrkon, niebiesko-zielony apatyt, fluoryt, tytanit, diopsyd, spinel - to tylko niektóre z nich. Mogliśmy je wszystkie zobaczyć w prywatnym Muzeum Mineralogicznym W.A. Zigałowa "Samacwiety Bajkała". Tak bogate w minerały miejsca w Rosji są jedynie na Uralu i Półwyspie Kolskim. Dziś wydobywa się tu jedynie biały i różowy marmur. To właśnie mineralna perła Bajkału jest bazą wypadową w góry Chamar-Daban.
Trasa na Pik Czerskiego (2090 m n.p.m.) i z powrotem według przewodnikowych ocen liczy 60 km, a jej stopień trudności zaliczany jest do łatwych. Ciągnie się wzdłuż rzeki Sludianki, stąd w kilkunastu miejscach jest przecięta prowizorycznymi drewnianymi mostkami. Przejść ją o "suchej stopie" to jednak nie lada wyzwanie. Ostatnie 3 kilometry trasy zresztą także nie należą do, jak podawał przewodnik, łatwych. Głazy i sosny tworzą swego rodzaju, niekończące się, wysokie schody ku niebu, wciąż w górę i w górę.
Po 6 godzinach dziarskiego marszu dotarliśmy do stacji meteorologicznej. Prowadzi ją Andriusza, chłop na schwał, a pomaga mu ukrywający się przed armią Maksim. Herbata w takich okolicznościach jest nieoceniona, zaś wiadro kaszy (którą można według złotej zasady Andriuszy jeść na obiad, kolację, i na śniadanie) za każdym razem, wbrew pozorom, stanowi prawdziwy przysmak i rarytas!
Syci i wypoczęci postanowiliśmy poczekać ze zdobywaniem szczytu do następnego dnia. Tymczasem pojeździłyśmy z Gosią konno, przesiedzieliśmy (ku mojej uciesze) dwie godziny w bani oraz, zachwalając domową nalewkę Andriuszy, rozegraliśmy niejedną partię "duraka" (gry, którą bez wątpienia nauczą was Rosjanie w pociągu kolei transsyberyjskiej; podróż z Moskwy do Irkucka trwa 4 doby, więc nawet największe karciane antytalencie ją opanuje).
Któż mógł przewidzieć, że nazajutrz nasze plany spełzną na niczym. Otwierając rano namiot, przecieraliśmy oczy ze zdumienia, nie mogliśmy uwierzyć w to, co zobaczyliśmy. Śnieg! Biały puch pokrywał okolicę, a co gorsza wciąż prószył z nieba. Cóż, niezawodna kasza podbudowała nasze morale. Zaopatrzeni przez Andriuszę w szyszki jodłowe (są one tutaj traktowane jako smakołyk, w Polsce niestety zabronione jest ich spożywanie) ruszyliśmy w dół. Pik Czerskiego wciąż na nas czeka.

Racuchy u Chamko Lamy

Kierując się logiką stwierdzenia, iż będąc w Republice Buriacji nie wypada pominąć jej stolicy, pojechaliśmy do Ułan-Ude. Założone przez Kozaków w 1666 roku było jednym z ważniejszych punktów na szlaku herbacianym. I niech tak zostanie. Miasto nie zrobiło na mnie jakiegokolwiek wrażenia. Nawet największy "pomnik" Lenina na świecie i jego gigantyczna 10-metrowa głowa, nie zdołał tego zmienić. Zresztą moi towarzysze podzielili to zdanie. Wtedy padł pomysł by "poszamanić" raz jeszcze, tym razem po buddyjsku.
Iwołgińsk jest głównym ośrodkiem buddyzmu w Rosji i siedzibą zwierzchnika lamaizmu rosyjskiego - Chamko Lamy. Mieści się tu także jedna z dwóch, na terenie Rosji, szkół - instytutów Daszi Czainhorlin. Tybetańska nazwa dacanu oznacza "Koło Poznania Przynoszące Szczęście i Pełną Radość". Powstał on w 1946 roku, zaś w 1992 odwiedził go sam Dalaj Lama. Jest to także niepisane "królestwo" bezpańskich psów.
Savoir-vivre turysty mówi o całkowitym zakazie fotografowania wnętrz świątyń oraz o niepodnoszeniu ofiarnych monet. Tymczasem wielu miejscowych "spacerowiczów" można spotkać w miejscowej "zakusoćnej" (barze mlecznym). To tutaj za ostatnie ruble pałaszowaliśmy pirożki - racuchy nadziewane ziemniakami (choć osobiście polecam te z kapustą).

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone