"Plan
doskonały" zwraca na siebie uwagę z kilku powodów. Po
pierwsze to film Spike'a Lee. To genialny twórca. Widziałem
większość jego filmów i wszystkimi byłem zachwycony. Drugi
powód to obsada.
Denzel Washington to genialny aktor, który zresztą współpracował
już z Lee. Wystarczy wspomnieć "Mo' Better Blues".
W tym kontekście brakuje w obsadzie Wesley'a Snipesa, który
przecież ma piękne role w paru filmach Lee. Niestety ostatnimi
czasy ten aktor strasznie spsiał grając w okropnie tandeciarskich
filmach. Nie sposób zignorować innego zdobywcę Oskara w tym
gronie - Jodie Foster. Na deser jeszcze Willem Dafoe, Christopher
Plummer - i już wiadomo, że filmu z takimi nazwiskami nie
wypada zignorować. Jakby tego było mało, muzykę zrobił świetny
trębacz jazzowy Terence Blanchard. Jest jeszcze jeden drobiazg.
Najnowszy film Lee miał swoją polską premierę równo z amerykańską.
To może nie tak ważne, ale nie zdarza się często.
"Plan doskonały" ma przewrotną konstrukcję. Z pozoru
to banalna opowiastka o policjantach i złodziejach. Na bank
napada świetnie zorganizowana grupa. Bandyci biorą zakładników.
Żądania mają tradycyjne. Autobus i jumbo-jet z pełnym bakiem.
Ich przeciwnikiem jest policjant, któremu daleko do wizerunku
zbawiciela ludzkości. Negocjacje w sprawie uwolnienia zakładników
są co najwyżej przykrywką dla znacznie bardziej zagmatwanej
rozgrywki. Wiedzą o tym widzowie filmu, ale nie ma o tym pojęcia
jego główny bohater - policjant Keith Frazier (Washington).
Dodatkowo akcja od czasu do czasu przerywana jest sekwencjami
przesłuchań już po napadzie. Z jednej strony mamy więc parę
skąpych informacji, z drugiej pojawiające się od czasu do
czasu podpowiedzi. Gdy podane w ten sposób elementy układanki
zaczynają zarysowywać intrygę, film staje się absolutnie pasjonujący,
wciągający bez opamiętania.
Ogromną zaletą "Planu doskonałego" jest brak mizdrzenia
się do widzów. Tu nie ma superherosów, pseudo dowcipnych dialogów,
czy jakichś fajerwerków na pokaz.
Spike Lee jest oceniany jako twórca Czarny, a jego twórczość
mianem "kina czarnego". Kolor skóry jest więc jakby
najważniejszą cechą. Coś w tym jest. W każdym jego dziele
jest sygnalizowany problem uprzedzeń, gdy jednocześnie fabuła
z reguły dotyczy zupełnie innych spraw. Nie inaczej jest w
"Planie doskonałym". Wtręty tego rodzaju nie są
nachalne (może poza "przypadkową" rozmową z plakatem
"11.09 - pamiętamy" w tle) i nie ma dydaktyzmu.
Przez to widz nie "oddala" się od tego co widzi
i zaznaczony problem traktuje jako autentyczny, a nie wydumany
przez reżysera.
Niezwykły tygiel kultur, jakim jest Nowy Jork jest pokazany
między innymi na przykładzie Sikha, który jest brany za Araba,
i to w dodatku terrorystę. W sensacyjnej historyjce mamy więc
też głos na temat rasizmu, czy zmian jakie dokonały się w
mentalności Amerykanów po 11 września, i do tego zapewne wiele
innych mniej lub bardziej czytelnych wątków. Wszystko to nie
dziwi, jeśli weźmie się pod uwagę kto zrobił ten film. Ale
jakim cudem udało się to połączyć z pasjonującą sensacyjną
intrygą? Jak to możliwe, że właśnie Spike Lee, zajmujący się
dotąd kinem "społecznie zaangażowanym", zrobił tak
znakomity thriller?
Film ogląda się z ogromną przyjemnością. Co więcej, jeśli
zaprosicie do kina dziewczynę, teściów, albo spowiednika,
to po seansie nie będziecie musieli się rumienić ze wstydu.
Absolutny rodzynek!
|