Dzięki
internetowi świat muzyki praktycznie pozbył się swoich granic,
a na ciemne dotąd zakątki padł snop jasnego światła. Doszło
do tego, że kolekcjonarzy na Zachodzie poszukują najpierw
w sieci, a potem w sklepach płyt z nagraniami wykonawców z
krajów dla nas egzotycznych.
Z drugiej strony internet otworzył wielu muzykom drzwi na
szeroki świat. Takie kraje jak Brazylia, Kongo czy Chiny -
powiedzmy sobie szczerze, raczej nie są reprezentowane na
listach przebojów. A przecież i tam powstaje ciekawa współczesna
muzyka. Właśnie dzięki światowej pajęczynie internetu post-punk
z Dżakarty czy electro-funk carioca z Sao Paulo mają szansę
dotarcia do szerokiego kręgu odbiorców. Tym bardziej, że muzyka
z dalekich zakątków świata jest też wydawana na płytach na
Zachodzie.
Prasa muzyczna w Europie poświęciła sporo czasu i energii
próbując scharakteryzować muzykę Konono No. 1, zespołu kongijskiego
z terenów w pobliżu granicy z Angolą. Jego dokonania ochrzczono
mianem congotronics. Niezwykła to muzyka i niezwykłe instrumentarium.
Wyobraźmy sobie typowy dla muzyki afrykańskiej likembé, zwany
"kciukowym fortepianem" (wydrążony kawałek drewna
z przeciągniętymi wzdłuż metalowymi paskami, na których gra
się kciukami), do którego podłączony jest elektryczny przetwornik
wykonany z części samochodowych. Dodajmy do tego samodzielnie
skonstruowane mikrofony, stare megafony oraz garnki i patelnie.
Na takim właśnie sprzęcie garażowo-kuchennym powstaje muzyka
Konono No. 1 .
- Ci ludzie nigdy nie słyszeli muzyki z Ameryki czy Europy.
Kongo to kraj żyjący w kulturowej izolacji - mówi Vincent
Kenis, producent płyt popularyzujących muzykę afrykańską wydanych
przez belgijską wytwórnię Crammed Discs. - W Kongo ta muzyka
jest już niemodna. Grało się ją w latach 70-tych.
To właśnie wtedy kongijski dyktator Joseph Mobutu oficjalnie
potępił muzykę Zachodu i zaczął finansować muzyków, którzy
jego program polityczny wprowadzali do swoich piosenek. Kiedy
jednak gospodarka upadła, strumień pieniędzy wysechł. Muzycy
zaczęli emigrować do stolicy kraju, Kinszasy. Tam, na ulicach
i podwórkach podłączali instrumenty do naprędce instalowanych
generatorów i koślawych megafonów i grali swoją muzykę ,
próbując przebić się przez hałas wielkiej metropolii. Surowe,
"brudne", swobodnie płynące brzmienie niektórzy
odebrali jako "brakujące ogniwo" między punkiem
i techno.
Płyta "Konono No. 1" zapoczątkowała serię albumów
pod szyldem Congotronics wydawanych przez Crammed Discs. Zespół
zagrał piosenki na jednym z zaułków Kinszasy, a Vincent Kenis
zarejestrował je na swoim laptopie. Potem zmiksował je w hotelowym
pokoju. Płyta sprzedała się na całym świecie w nakładzie około
20 tysięcy egzemplarzy, co i tak jest bardzo dobrym wynikiem,
jak na tak ezoteryczną muzykę. Konono No. 1 pojechał potem
na trasę po Europie i Stanach Zjednoczonych.
Kiedy utwory kongijskich muzyków pojawiły się w internecie,
najbardziej spodobały się fanom muzyki elektronicznej i techno
.
Miłośnicy world music byli jednak nieufni. Pojawiły się głosy,
że to nie żadna afrykańska muzyka ludowa, tylko awangardowy
rock. - Muzyka afrykańska to nie tylko ładne głosy nagrywane
w Ameryce i Europie - ripostuje Vincent Kenis. - Może być
także ostra, brutalna, surowa, i dzięki temu wyjątkowa i odkrywcza.
W tym roku ukazał się album Congotronics 2, na którym Vincent
Kenis zebrał utwory sześciu zespołów z muzykami z innych części
kraju. Co ciekawe, muzycy ci nigdy wcześniej nie spotkali
się i nie współpracowali. Płyta przynosi nową porcję afrykańskiej
muzyki - tradycyjnej, transowej, ale zagranej w podobny sposób
jak utwory Konono No. 1. Tym razem jednak są to muzycy z różnych
kręgów kulturowych i muzycznych, dlatego różne są rytmy, melodie
i instrumenty. Do płyty dołączony jest krążek DVD, na którym
Vincent Kenis umieścił film nakręcony podczas pracy z muzykami
w Kinszasie.
Podtytuł płyty - "Buzz'N'Rumble from the Urb'N'Jungle"
- nawiązuje do legendarnej walki boksera Muhammada Alego z
Georgem Foremanem, która odbyła się 30 października 1974 roku
w Kinszasie i została ochrzczona "Rumble in the Jungle"
(łomot w dżungli). Tamtego wieczoru w sali na przedmieściach
stolicy zagrali między innymi James Brown, BB King i Myriam
Makeba, co wywarło ogromny wpływ na całe pokolenie młodych
muzyków kongijskich.
|