Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



WYSPA CUDÓW - CZĘŚĆ II

Paweł Oses




CZĘŚĆ PIERWSZA - W POPRZEDNIM NUMERZE

Rodos to wyspa, która była prężnym ośrodkiem cywilizacyjnym już w czasach starożytnych. Dość powiedzieć, że wtedy miała więcej stałych mieszkańców niż obecnie. Ślady dawnej świetności są widoczne po dziś dzień.

W pradawnych czasach istniały trzy miasta-państwa, które dopiero w 408 roku p.n.e. zjednoczyły swoje siły i wybudowały wspólną stolicę - miasto Rodos. Państwami tymi były Kamiros, Lindos oraz Ialissos. Niestety pierwszego z nich nie udało mi się odwiedzić. Kamiros położony jest bowiem na zachodnim wybrzeżu Rodos, które jest zdecydowanie mniej popularne wśród turystów. Jest niemal pozbawione połączeń autobusowych. Konieczny jest własny samochód, którego niestety nie miałem. Zdecydowanie łatwiej było dostać się do Lindos. Autobusy z dworca w Rodos kursują regularnie od samego rana.

Antyczne zabytki

Miasteczko Lindos położone jest mniej więcej w połowie długości wyspy na wschodnim wybrzeżu. Jest oblegane przez turystów. Wyprawa wymaga sporej determinacji, a pośród wąskich uliczek niestety również mocnych łokci. Na głównych uliczkach panował ścisk dosłownie jak w zatłoczonym tramwaju! Dopiero przebicie się przez urokliwe i interesujące samo w sobie miasteczko otwiera drogę do twierdzy Joannitów. To nie pomyłka. W Lindos antyczne zabytki usytuowane są właśnie w twierdzy średniowiecznych rycerzy.
Sporych rozmiarów wzgórze położone tuż nad brzegiem morza było idealnym miejscem do wybudowania zamczyska. Ale zanim uczynili to średniowieczni przybysze, w tym miejscu swoje konstrukcje wznosili już ponad 3 tysiące lat temu rdzenni mieszkańcy Lindos. Nie wiem w jakim stanie antyczne budowle zastali zakonnicy maltańscy, ale najwyraźniej postanowili je zachować. W ten sposób potężne zamczysko ma na swoim dziedzińcu mnóstwo pradawnych śladów. Wśród nich wybija się świątynia Ateny, widoczna z pewnej odległości nawet z samego Lindos. To co można podziwiać dzisiaj to resztki konstrukcji z IV w. p n.e. Atmosfera tego miejsca (jeśli komuś uda się zapomnieć o tłumach Amerykanów, Japończyków czy Niemców) jest niesamowita. Romański kościółek sąsiaduje ze starożytnym akropolem, a z murów otaczających starożytne świątynie widać port, którym na Rodos przypłynął podobno święty Paweł.
Nieco mniej wrażeń dostarcza drugie miasto-państwo, Ialissos. Tu - na wzgórzu zwanym Filerimos - zachowały się fundamenty świątyń Zeusa i Ateny. Przypominają one bezładne rumowisko. Po paru minutach pobytu w tym miejscu przyłapałem się na tym, że bardziej od zabytku absorbują mnie gekony. Niewielkie jaszczurki upodobały sobie nagrzane w słońcu kamienie. Całe mnóstwo płochliwych małych gadów bez przerwy buszowało po zabytku.
Oczywiście na Filerimos nie brakowało też innych atrakcji. W tym miejscu w średniowieczu zaszywali się mnisi pustelnicy. To stąd Sulejman Wspaniały dowodził oblężeniem miasta Rodos. Nic dziwnego - miał je jak na dłoni. Kilkaset metrów obok tego miejsca Włosi ufundowali i ustawili 15 lat temu ogromny krzyż. Jest tak wielki, że w jego wnętrzu mieszczą się schody, a na ramionach punkt widokowy. Jest podświetlony, więc dominuje nad okolicą i w dzień i w nocy. Dlaczego jest taki wielki? Ano po to, by mogli go sobie ze swojego wybrzeża oglądać Turcy. "Figa z makiem, panie Sulejman" - zdają się chichotać fundatorzy tej budowli.

Hellenistyczny skansen

Tak jak wspomniałem, trzy miasta-państwa: Lindos, Ialissos oraz Kamiros postanowiły się zjednoczyć. Doszło do tego w 408 roku p.n.e. Założyciele nowego państwa postanowili również zbudować nową stolicę. W ten sposób na północy wyspy powstało miasto Rodos. Słynie ono zwłaszcza ze swoich średniowiecznych zabytków (patrz poprzedni numer Sprawy), zachowały się tu jednak liczne, o wiele starsze skarby. Niestety ten najważniejszy znikł. Chodzi oczywiście o Kolosa Rodyjskiego. Stał zaledwie kilkadziesiąt lat, zanim zniszczyło go potężne trzęsienie ziemi. Kolos był wyrazem wdzięczności mieszkańców za zwycięstwo nad jednym z najeźdźców. Co ciekawe, są dziś ludzie, którzy konsekwentnie zbierają pieniądze na jego odbudowanie.
Jeden z cudów świata był usadowiony w porcie. Do dziś trwają spory jak wyglądał. Z reguły przedstawiany jest jako gigantyczna postać, pod którą między nogami przepływają statki. Historycy powątpiewają w taki kształt rzeźby. Ich wątpliwości podsycają posążki, które są rzekomo miniaturką kolosa. Niemniej u wlotu do portu Mandraki można znaleźć miejsce, w którym stała rzeźba. Na dwóch przeciwległych brzegach są postawione kolumny. To właśnie w ich miejscu były podobno stopy ogromnej postaci. Na szczycie obu kolumn stoją jelonki. Te dwa zwierzątka są dziś symbolem Rodos.
Bardzo blisko portu znajduje się inna pozostałość po czasach antycznych - to ruiny świątyni Ateny. Niestety, podobnie jak na Ialissos, przypominają one kupę porozrzucanych głazów. Mimo że miejsce to w każdej godzinie jest mijane przez setki turystów (leży ono przy jednej z głównych bram Rodos), to nie zauważyłem, by ktokolwiek się z powodu ruin zatrzymywał. Inaczej jest w okolicach i na wzgórzu Monte Smith. To miejsce jest jakby hellenistycznym skansenem. Na sporej przestrzeni porozrzucane są bowiem wspaniałe świadectwa świetności antycznego Rodos. To miejsce zasługuje na zdecydowanie większe zainteresowanie, niż sugerowałby przewodnik Pascala ("Praktyczny przewodnik - Grecja wyspy"), który na opis tych zabytków poświęca tylko dwa zdania!
Pierwszą niespodzianką jest wspaniale odrestaurowany stadion. W takiej scenerii odbywały się starożytne igrzyska olimpijskie. Zwiedzający mogą zerknąć na skromną ekspozycję dotyczącą pradawnych igrzysk. Zdumiewa nieco zdawkowe potraktowanie tego tematu przy tak wspaniałym zabytku. Wszak za najsłynniejszego Rodyjczyka uważa się pewnego sportowca, który zwyciężył na olimpiadzie ponad 2 tysiące lat temu.

Tajemnicze podziemia

Wspinając się dalej na wzgórze Monte Smith (dawniej Agios Stefanos) można zobaczyć antyczny teatr. Jednak celem każdej wycieczki są ruiny świątyni Apolla. Cztery zachowane kolumny w jednym z narożników budowli dają wyobrażenie, jak potężna była to świątynia. Ten widok zapiera dech w piersiach. Kilkadziesiąt metrów dalej stała świątynia Artemidy. Tu jednak ponownie mamy jedynie kupę gruzów. Warto jednak dociekliwie rozglądać się po okolicy. Dzięki paru znakom turystycznym dotarłem do miejsca, które bardzo mnie poruszyło. To Nimfeum - czyli grób nimfy. Jest to system wkopanych w ziemię (a może kiedyś podziemnych?) korytarzy ciągnących się na przestrzeni chyba nawet kilkuset metrów. Początkowo, gdy znalazłem jeden z nich myślałem, że "to wszystko". Korytarzyk, który prowadzi do sporych rozmiarów komnaty. Owszem, było widać, że wychodzą z niej kolejne korytarze, ale byłem pewien, że już są zniszczone. Tymczasem przechadzając się dalej napotykałem kolejne budowle z tego samego systemu konstrukcji. To był jakby podziemny pałac! Nigdzie nie znalazłem na jego temat najmniejszej wzmianki! Mój przewodnik Pascala chciałem natychmiast przerobić na papier toaletowy. Do teraz nie wiem, czy Nimfeum było systemem podziemnych komnat, czy też były to odsłonięte i umocnione pieczary z licznymi korytarzami. Czy oglądałem tylko fragmenty grobu nimfy? Może tych komnat jest znacznie więcej, ale nie zostały odkryte? Niestety nie dało się spacerować korytarzami, bo po kilku metrach zawsze natykałem się na solidne stalowe kraty. Miejsce to jest osnute jakąś dziwną tajemnicą. W czasie gdy je podziwiałem nie oglądał go zupełnie nikt! To oznacza prawdopodobnie, że nie jest absolutnie nigdzie opisane... Snując domysły dotarłem do punktu, z którego roztaczał się piękny widok na północny cypel wyspy - czyli na miasto Rodos.

CIĄG DALSZY - W NASTĘPNYM NUMERZE

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone