CZĘŚĆ PIERWSZA - W POPRZEDNIM NUMERZE
Rodos
to wyspa, która była prężnym ośrodkiem cywilizacyjnym już
w czasach starożytnych. Dość powiedzieć, że wtedy miała więcej
stałych mieszkańców niż obecnie. Ślady dawnej świetności są
widoczne po dziś dzień.
W pradawnych czasach istniały trzy miasta-państwa, które
dopiero w 408 roku p.n.e. zjednoczyły swoje siły i wybudowały
wspólną stolicę - miasto Rodos. Państwami tymi były Kamiros,
Lindos oraz Ialissos. Niestety pierwszego z nich nie udało
mi się odwiedzić. Kamiros położony jest bowiem na zachodnim
wybrzeżu Rodos, które jest zdecydowanie mniej popularne wśród
turystów. Jest niemal pozbawione połączeń autobusowych. Konieczny
jest własny samochód, którego niestety nie miałem. Zdecydowanie
łatwiej było dostać się do Lindos. Autobusy z dworca w Rodos
kursują regularnie od samego rana.
Antyczne zabytki
Miasteczko Lindos położone jest mniej więcej w połowie długości
wyspy na wschodnim wybrzeżu. Jest oblegane przez turystów.
Wyprawa wymaga sporej determinacji, a pośród wąskich uliczek
niestety również mocnych łokci. Na głównych uliczkach panował
ścisk dosłownie jak w zatłoczonym tramwaju! Dopiero przebicie
się przez urokliwe i interesujące samo w sobie miasteczko
otwiera drogę do twierdzy Joannitów. To nie pomyłka. W Lindos
antyczne zabytki usytuowane są właśnie w twierdzy średniowiecznych
rycerzy.
Sporych rozmiarów wzgórze położone tuż nad brzegiem morza
było idealnym miejscem do wybudowania zamczyska. Ale zanim
uczynili to średniowieczni przybysze, w tym miejscu swoje
konstrukcje wznosili już ponad 3 tysiące lat temu rdzenni
mieszkańcy Lindos. Nie wiem w jakim stanie antyczne budowle
zastali zakonnicy maltańscy, ale najwyraźniej postanowili
je zachować. W ten sposób potężne zamczysko ma na swoim dziedzińcu
mnóstwo pradawnych śladów. Wśród nich wybija się świątynia
Ateny, widoczna z pewnej odległości nawet z samego Lindos.
To co można podziwiać dzisiaj to resztki konstrukcji z IV
w. p n.e. Atmosfera tego miejsca (jeśli komuś uda się zapomnieć
o tłumach Amerykanów, Japończyków czy Niemców) jest niesamowita.
Romański kościółek sąsiaduje ze starożytnym akropolem, a z
murów otaczających starożytne świątynie widać port, którym
na Rodos przypłynął podobno święty Paweł.
Nieco mniej wrażeń dostarcza drugie miasto-państwo, Ialissos.
Tu - na wzgórzu zwanym Filerimos - zachowały się fundamenty
świątyń Zeusa i Ateny. Przypominają one bezładne rumowisko.
Po paru minutach pobytu w tym miejscu przyłapałem się na tym,
że bardziej od zabytku absorbują mnie gekony. Niewielkie jaszczurki
upodobały sobie nagrzane w słońcu kamienie. Całe mnóstwo płochliwych
małych gadów bez przerwy buszowało po zabytku.
Oczywiście na Filerimos nie brakowało też innych atrakcji.
W tym miejscu w średniowieczu zaszywali się mnisi pustelnicy.
To stąd Sulejman Wspaniały dowodził oblężeniem miasta Rodos.
Nic dziwnego - miał je jak na dłoni. Kilkaset metrów obok
tego miejsca Włosi ufundowali i ustawili 15 lat temu ogromny
krzyż. Jest tak wielki, że w jego wnętrzu mieszczą się schody,
a na ramionach punkt widokowy. Jest podświetlony, więc dominuje
nad okolicą i w dzień i w nocy. Dlaczego jest taki wielki?
Ano po to, by mogli go sobie ze swojego wybrzeża oglądać Turcy.
"Figa z makiem, panie Sulejman" - zdają się chichotać
fundatorzy tej budowli.
Hellenistyczny skansen
Tak jak wspomniałem, trzy miasta-państwa: Lindos, Ialissos
oraz Kamiros postanowiły się zjednoczyć. Doszło do tego w
408 roku p.n.e. Założyciele nowego państwa postanowili również
zbudować nową stolicę. W ten sposób na północy wyspy powstało
miasto Rodos. Słynie ono zwłaszcza ze swoich średniowiecznych
zabytków (patrz poprzedni numer Sprawy), zachowały się tu
jednak liczne, o wiele starsze skarby. Niestety ten najważniejszy
znikł. Chodzi oczywiście o Kolosa Rodyjskiego. Stał zaledwie
kilkadziesiąt lat, zanim zniszczyło go potężne trzęsienie
ziemi. Kolos był wyrazem wdzięczności mieszkańców za zwycięstwo
nad jednym z najeźdźców. Co ciekawe, są dziś ludzie, którzy
konsekwentnie zbierają pieniądze na jego odbudowanie.
Jeden z cudów świata był usadowiony w porcie. Do dziś trwają
spory jak wyglądał. Z reguły przedstawiany jest jako gigantyczna
postać, pod którą między nogami przepływają statki. Historycy
powątpiewają w taki kształt rzeźby. Ich wątpliwości podsycają
posążki, które są rzekomo miniaturką kolosa. Niemniej u wlotu
do portu Mandraki można znaleźć miejsce, w którym stała rzeźba.
Na dwóch przeciwległych brzegach są postawione kolumny. To
właśnie w ich miejscu były podobno stopy ogromnej postaci.
Na szczycie obu kolumn stoją jelonki. Te dwa zwierzątka są
dziś symbolem Rodos.
Bardzo blisko portu znajduje się inna pozostałość po czasach
antycznych - to ruiny świątyni Ateny. Niestety, podobnie jak
na Ialissos, przypominają one kupę porozrzucanych głazów.
Mimo że miejsce to w każdej godzinie jest mijane przez setki
turystów (leży ono przy jednej z głównych bram Rodos), to
nie zauważyłem, by ktokolwiek się z powodu ruin zatrzymywał.
Inaczej jest w okolicach i na wzgórzu Monte Smith. To miejsce
jest jakby hellenistycznym skansenem. Na sporej przestrzeni
porozrzucane są bowiem wspaniałe świadectwa świetności antycznego
Rodos. To miejsce zasługuje na zdecydowanie większe zainteresowanie,
niż sugerowałby przewodnik Pascala ("Praktyczny przewodnik
- Grecja wyspy"), który na opis tych zabytków poświęca
tylko dwa zdania!
Pierwszą niespodzianką jest wspaniale odrestaurowany stadion.
W takiej scenerii odbywały się starożytne igrzyska olimpijskie.
Zwiedzający mogą zerknąć na skromną ekspozycję dotyczącą pradawnych
igrzysk. Zdumiewa nieco zdawkowe potraktowanie tego tematu
przy tak wspaniałym zabytku. Wszak za najsłynniejszego Rodyjczyka
uważa się pewnego sportowca, który zwyciężył na olimpiadzie
ponad 2 tysiące lat temu.
Tajemnicze podziemia
Wspinając się dalej na wzgórze Monte Smith (dawniej Agios
Stefanos) można zobaczyć antyczny teatr. Jednak celem każdej
wycieczki są ruiny świątyni Apolla. Cztery zachowane kolumny
w jednym z narożników budowli dają wyobrażenie, jak potężna
była to świątynia. Ten widok zapiera dech w piersiach. Kilkadziesiąt
metrów dalej stała świątynia Artemidy. Tu jednak ponownie
mamy jedynie kupę gruzów. Warto jednak dociekliwie rozglądać
się po okolicy. Dzięki paru znakom turystycznym dotarłem do
miejsca, które bardzo mnie poruszyło. To Nimfeum - czyli grób
nimfy. Jest to system wkopanych w ziemię (a może kiedyś podziemnych?)
korytarzy ciągnących się na przestrzeni chyba nawet kilkuset
metrów. Początkowo, gdy znalazłem jeden z nich myślałem, że
"to wszystko". Korytarzyk, który prowadzi do sporych
rozmiarów komnaty. Owszem, było widać, że wychodzą z niej
kolejne korytarze, ale byłem pewien, że już są zniszczone.
Tymczasem przechadzając się dalej napotykałem kolejne budowle
z tego samego systemu konstrukcji. To był jakby podziemny
pałac! Nigdzie nie znalazłem na jego temat najmniejszej wzmianki!
Mój przewodnik Pascala chciałem natychmiast przerobić na papier
toaletowy. Do teraz nie wiem, czy Nimfeum było systemem podziemnych
komnat, czy też były to odsłonięte i umocnione pieczary z
licznymi korytarzami. Czy oglądałem tylko fragmenty grobu
nimfy? Może tych komnat jest znacznie więcej, ale nie zostały
odkryte? Niestety nie dało się spacerować korytarzami, bo
po kilku metrach zawsze natykałem się na solidne stalowe kraty.
Miejsce to jest osnute jakąś dziwną tajemnicą. W czasie gdy
je podziwiałem nie oglądał go zupełnie nikt! To oznacza prawdopodobnie,
że nie jest absolutnie nigdzie opisane... Snując domysły dotarłem
do punktu, z którego roztaczał się piękny widok na północny
cypel wyspy - czyli na miasto Rodos.
CIĄG DALSZY - W NASTĘPNYM NUMERZE
|