Platforma
Obywatelska przegrała wybory - taki był główny komunikat po
niedzieli 25 września. Nie spodziewał się tego chyba nikt.
Był wprawdzie taki moment kampanii wyborczej, kiedy na czoło
sondaży wysunęło się Prawo i Sprawiedliwość, ale wszyscy potraktowali
to jako wypadek przy pracy. Zatem jest to kolosalna klęska
i upokorzenie dla PO.
Niektórzy liderzy Platformy muszą teraz zmagać się ze śmiesznością.
Najbardziej na drwiny zasłużył Jan Rokita, który został przecież
okrzyknięty "premierem z Krakowa". Właściwie od
ponad roku dla wszystkich było jasne, że to on przejmie ster
rządu. Teraz pozostało mu co najwyżej pełnić funkcję zastępcy
premiera. "Wicepremier z Krakowa" brzmi jednak zdecydowanie
gorzej, stąd plotki o tym, że Rokita zostanie szefem izby
niższej parlamentu. "Marszałek z Krakowa" - to już
coś!
Gdyby wszystko poszło zgodnie z przewidywaniami wygrałaby
Platforma, na drugim miejscu byłby PiS. Wszyscy mogliby trąbić,
że odnieśli sukces. Każdy robiłby dobrą minę. Wyborcy zrobili
jednak politykom psikusa. Ale los w równym stopniu zadrwił
z PiS-u. Nie bez powodu partia ta została zaatakowana jako
"Prawo i Socjalizm". Czerwone oblicze partii braci
Kaczyńskich wypływało za każdym razem, gdy podkreślali troskę
o ubogich. Mówili przy tym rzeczy, z którymi nie można się
nie zgodzić. Biedni nie powinni być biedni - to przecież oczywiste.
Gorzej, gdy zabierali się za tłumaczenie jak tego dokonać.
Ulgi, preferencje, itp. Czyli lekarstwem, zdaniem Kaczyńskich,
jest to, co jest przecież największą zarazą. Mącenie przepisów,
dyskryminacja uczciwie pracujących ludzi, karanie najciężej
pracujących za to, że lepiej zarabiają. Pod tym mógłby się
podpisać zarówno Leszek Miller jak i Włodzimierz Lenin.
Ale prawda wypłynie na wierzch. Rząd PiS-u będzie musiał się
teraz zmierzyć z sieczką, jaką narobił swoim wyborcom w głowach.
Być może gdyby panowie spodziewali się, że wygrają, to nie
przegłosowaliby skandalicznej ustawy o emeryturach górniczych.
A tu masz babo placek. Teraz sami będą musieli wymyślić, skąd
wziąć na to pieniądze. Zapewne sądzili, że będzie rządzić
Platforma. Wtedy staliby z boku i trąbili: "to są zimne
dranie i nie chcą wam dać pieniędzy". Role się odwróciły.
Kaczyńscy et consortes najpierw nawarzyli piwa, teraz niech
je piją.
Oczywiście Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska
stworzą koalicję. Wzajemnych złośliwości, mam nadzieję, nie
będzie. Ufam, że unikną rozgrywek, które od zawsze podtruwają
naszą politykę. Wystarczy przypomnieć sobie zgrzyty i rozłam
koalicji AWS-UW. Ale rząd spełniania pobożnych życzeń może
pchnąć Polskę do ostatecznej ruiny. Mam więc nadzieję, że
co niektórzy się opamiętają. Niestety początki są bardzo kiepskie.
Propozycja, by premierem został niejaki Kazimierz Marcinkiewicz
była żartem w złym guście. Oczywiście chodzi o to, by Jarosław
Kaczyński nie pogrążył szans swojego brata w wyborach prezydenckich.
Co więcej, być może w ostateczności premierem ma zostać Lech
Kaczyński po przegranych wyborach prezydenckich, skoro jego
brat Jarosław ma za mało ikry. Ale na Boga, trochę powagi,
panowie!
Drugi komunikat z niedzieli wyborczej był taki: Sojusz Lewicy
Demokratycznej został zaprowadzony do kąta. Już nie trzeba
będzie oglądać w telewizji panów Wenderlicha, Dziewulskiego,
Siemiątkowskiego, Janika. Oczywiście w PO i PiS jest wiele
kreatur. Ale nawet wtedy gdy pojawiają się na ekranie telewizora
mam wrażenie, że powietrze w moim pokoju jest czystsze niż
wtedy, gdy oglądam na przykład Jaskiernię czy Kwaśniewskiego.
Sojusz wprawdzie chyba rzeczywiście się zmienia. To dobrze,
choć za wcześnie na wnioski. Wypada mieć jedynie nadzieję,
że stanie się autentyczną lewicą, a nie klubem byłych czekistów.
Cóż można powiedzieć o wyniku Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin?
Chyba rzeczywiście zacznę wierzyć w zbiorową mądrość narodu.
Przecież nie dostali zbyt wiele. To taki straszak na klasę
polityczną. "Starajcie się, bo jak nie, to my przyjdziemy"
- to głos, który niestety jest potrzebny. Jednocześnie jednak
wynik Samoobrony i LPR jest świadectwem zbiorowej głupoty.
Jak można głosować na ludzi, których jedynym celem jest zaspokojenie
osobistych ambicji, którzy nie mają zielonego pojęcia o funkcjonowaniu
państwa prawa? Wystarczy prześledzić występy niektórych posłów
w sejmowych komisjach śledczych. Począwszy od Begerowej, skończywszy
na młodym Giertychu. Zaczął to rozumieć nawet Lepper, gdy
stwierdził, że nie ma kogo desygnować do komisji śledczych.
Stąd zapewne pomysł, by z listy Samoobrony startował Andrzej
Aumiller. To jedna z największych kompromitacji w tych wyborach.
Aumiller startował z pierwszego miejsca Samoobrony w Poznaniu
i się nie dostał. Ciekaw jestem, czy ten były polityk Unii
Pracy może teraz patrzeć w lustro. Ciekawostką jest fakt,
że rosną nam kolejne polityczne dynastie. Do sejmu wszedł
na przykład syn Wałęsy, a do senatu córka Alfreda Budnera
z Samoobrony - Margareta Budner. Gdy się zerknie na tego pulpecika,
to można mieć pewność, że za parę lat będzie wyglądała tak
jak dzisiaj Begerowa. Polski parlamentaryzm raczej na tym
nie zyska.
Najbardziej szkoda mi Socjaldemokracji Polskiej. Myślałem,
że może zastąpią SLD. Nie wyszło. O Demokratach nawet nie
chce mi się pisać.
To nie koniec wyborczego pasztetu. Już za chwilę wybory na
najwyższy urząd w państwie. Ktoś niedawno prorokował, że "Polacy
są przekorni, więc gdy wybory parlamentarne wygra Platforma,
to prezydentem zostanie Kaczyński". Być może takie "równoważenie"
ma sens. Zatem lepiej, żeby wygrał Tusk.
|