O tej
wyspie krążą legendy. Jest surowa i niedostępna, choć prawdę
mówiąc jeszcze przed 30 laty mało kto pragnął się na nią dostać.
Wręcz przeciwnie.
Alcatraz to kawał surowej skały wystającej z wód Zatoki San
Francisco. Jak każda skała otoczona przez morze, jest niebezpieczna
dla żeglarzy. W 1854 roku amerykański urząd Lighthouse Service
zainstalował na szczycie skalnej grzędy pierwszą w zachodniej
Ameryce latarnię morską. W ciągu kolejnych lat pojawiły się
tu jeszcze miernik wysokości przypływu i dwa dzwony przeciwmgielne.
Zadaniem obsługi było dzwonić nimi kilka razy dziennie, jeśli
mgła przesuwała się w stronę mostu Golden Gate. Z czasem dzwony
zostały zastąpione przez buczki przeciwmgielne, a obecnie
używane są tam generatory tonowe. Dzięki tym zabezpieczeniom
na skałach Alcatraz nigdy nie rozbił się żaden statek.
Okupacja
Alcatraz znane jest z najsłynniejszego więzienia świata,
ale tak naprawdę wyspa była już sławna dużo wcześniej. W czasie
Wojny Secesyjnej Alcatraz było niezdobytym fortem broniącym
wstępu do Zatoki San Francisco. Trzymano tu również uwięzionych
szpiegów Konfederacji i Indian. Ale karierę "więzienną"
ten kawał skały rozpoczął dopiero w 1934 roku, kiedy to szef
FBI, J. Edgar Hoover wszczął akcję oczyszczania Stanów z "najgorszych
z najgorszych" przestępców. Na Alcatraz wzniesiono więzienie
federalne, ale faktycznie więzieniem była cała wyspa.
Prom na Alcatraz odpływa z nabrzeża Pier 41 w San Francisco
i po kilku minutach przybija do niewielkiej przystani. Schodzimy
na brzeg. Od razu uderza w nas silny wiatr, który nie ustaje
tu chyba nigdy.
Dawniej nie wpływało się tu tak łatwo. Wprawdzie między lądem
a wyspą kursowały regularnie statki, jak choćby "Generał
McDowell", czy "Warden Johnston", ale potrzebna
była przepustka. Tę zaś wydawał dyrektor więzienia, i tylko
on decydował kogo wpuścić do Alcatraz, a kogo nie. Więźniów
przywożono inną trasą. Samochody-więźniarki wjeżdżały na specjalne
barki w Tiburon, w innej części zatoki.
Pierwsze, co rzuca się w oczy po przybyciu na wyspę, to wielkie
napisy wymalowane na ścianach. To ślady demonstracji Indian,
którzy okupowali wyspę w latach 1969-71, już po zamknięciu
więzienia. Grupa Indian w proteście przeciwko traktowaniu
ich przez rząd USA przejęłą kontrolę nad wyspą. Do prezydenta
Richarda Nixona okupanci wystosowali ironiczny i gorzki dokument,
który zatytułowali "Proklamacja
do Wielkiego Białego Ojca i wszystkich jego ludzi".
Ogłosili w nim, że odzyskują Alcatraz "w imieniu wszystkich
amerykańskich Indian na mocy prawa odkrywców", a białym
ludziom zaoferowali, że kupią wyspę za 24 dolary w szklanych
paciorkach i czerwonym suknie. Po 19 miesiącach okupacji zostali
usunięci, ale dotego czasu zdołali zdewastować wiele budynków,
także tych, które oparły się wcześniejszym pożarom i wpływom
klimatu.
Czternaście ucieczek
Mijamy wieże strażnicze, przechodząc pod stromą ścianą pokrytą
siatką. W głównym obiekcie Alcatraz oglądamy kompletnie wyposażoną
dyżurkę więzienną. W sklepikach oferowane są książki i filmy.
Jeden z nich, o historii więzienia można obejrzeć w sali obok.
Ale my już pędzimy do największej atrakcji Alcatraz - budynku
z celami. Na miejscu nasz zapał trochę stygnie. Choć to niewątpliwie
przygoda, dać się zamknąć w celi obok Ala Capone albo George'a
Kelly - jest to przygoda dość nieprzyjemna. Cele są mroczne
i ciasne, jakieś 4 metry kwadratowe powierzchni z pryczą,
umywalką, kibelkiem, malutkim stolikiem i składanym krzesełkiem.
Ale największe wrażenie zrobił na mnie karcer. Metr na dwa,
metalowa podłoga z dziurą służącą jako ubikacja i kompletna
ciemność. Nawet nie umiem sobie wyobrazić, jak można było
spędzić w niej kilka tygodni - a bywały przecież takie kary.
Wrażenie niesamowitości pogłębia audio-tour, półgodzinne nagranie,
którego słucham z wypożyczonego odtwarzacza. Opowieści przewodnika
przeplatane są wspomnieniami byłych więźniów, a w tle słychać
"więzienne" odgłosy. Kraty zgrzytają, strażnicy
krzyczą, więźniowie złorzeczą...
Władze Alcatraz zawsze twierdziły, że z więzienia nie da się
uciec. Oprócz murów idealną barierę stanowiły zawsze wzburzone
i lodowate wody Zatoki San Francisco. Mało kto wie, że Alcatraz
było jedynym federalnym zakładem karnym, w którym więźniowie
zażywali luksusu gorących kapieli. Faktycznie był to sprytny
wybieg władz placówki, mający uniemożliwić więźniom przyzwyczajenie
się do zimnej wody. Mimo to w ciągu 29 lat 14 razy próbowano
ucieczek. Każda z nich kończyła się schwytaniem lub śmiercią
uciekinierów. Z jednym wyjątkiem.
W 1962 roku Frank Lee Morris oraz bracia Clarence i John Anglin
zdołali wymknąć się z cel i na własnoręcznie zbudowanej tratwie
odpłynąć z wyspy. FBI uznała, że utonęli, chociaż nigdy nie
znaleziono ich ciał. Jak było naprawdę, nikt nie wie, ale
można podejrzewać, że nawet gdyby trójce więźniów udało się
dotrzeć do brzegu, policji i służbom więziennym nie byłoby
na rękę przyznawać, że z Alcatraz da się uciec. Legenda jednak
pozostała, a w 1979 roku na podstawie wyczynu Morrisa i braci
Anglinów nakręcono film "Ucieczka z Alcatraz" z
Clintem Eastwoodem w roli głównej.
Czy na Alcatraz da się zrobić interes? Głupie pytanie, Amerykanie
potrafią zarobić na wszystkim - dlaczego nie na nieczynnym
więzieniu (zamknięto je w 1963 roku)? Na wyspę rocznie przeprawia
się milion trzysta tysięcy turystów. W dziesiątkach sklepików
na nabrzeżu w San Francisco można kupić rozmaite pamiątki:
metalowe, "więzienne" kubki i talerze, czapki w
paski, zdjęcia legendarnych przestępców, albo prawdziwy hit
- pasiastą koszulkę z napisem "Alcatraz - najlepszy hotel
świata". I choć pobyt w zamkniętej placówce penitencjarnej
nie jest zwykle powodem do chwały, w tym przypadku z dumą
można powiedzieć: "siedziałem w Alcatraz".
|